wtorek, 29 grudnia 2009

Wymaszerować można wszystko

Te właśnie nogi wędrowały dzisiaj dzielnie przez Puszczę Kampinoską w okolicach cmentarza w Palmirach. Cichość lasu, świeże powietrze i trochę zmęczenia to jak się okazało najlepszy sposób na wszelkie niezidentyfikowane smutki trapiące bez sensu i przyczyny. Jak to mawiała Afonia, bohaterka ostatniego filmu J. J. Kolskiego, wymaszerować można wszystko. Dzisiaj zadziałało :)

poniedziałek, 28 grudnia 2009

Śnieg

"śnieg przychodzi do nas ze świata innego
leczy nerwy za darmo
lepi z ciotki anioła
nie pamięta złego"

fragment wiersza "Śnieg" ks. Jana Twardowskiego

Kto by się spodziewał powrotu zimy po tej niemal wielkanocnej, wiosennej aurze, którą miało w tym roku nasze Boże Narodzenie? A dzisiaj niespodzianka. Otwieram oczy i zerkam przez okno, a tu inny świat. Biało i śnieżnie. Z nieba sypie od rana bez przerwy, nie widać końca tego szaleństwa. Okolica zasypana coraz grubszą, białą, wyciszającą pierzynką. Spacer w śniegu koi nerwy i raduje oczy. Świat cudownie wypiękniał. A nasz Emek ponownie przywdział śniegowy, puchaty szlafrok.

piątek, 25 grudnia 2009

Uratowana przez Święta

Już jest i trwa - kolejne Boże Narodzenie. Jak to się dzieje, że przychodzi jakby zbyt prędko? Przecież dopiero co wysyłaliśmy życzenia świąteczne AD 2008... W tym roku niestety od końca listopada dałam się złapać w kilkutygodniową pułapkę przepracowania, która skutecznie pozbawiła mnie cząstki życia prywatnego i odbierała czas wolny. Stąd moje milczenie i tu, na Zarysowniku... Czuję, że w ostatnim momencie uratowały mnie z tego niezdrowego szaleństwa Święta. Jak to dobrze, że się pojawiły, że są, że jeszcze trwają! Dzisiaj, już po wigilii z najbliższymi, po pięknej pasterce, po świątecznym spotkaniu z rodziną wiem, że dostałam w prezencie nową siłę! Boże Narodzenie dało mi radość, spokój i wyciszenie. Czuję, że jestem w stanie wszystko na nowo w sobie poukładać. I teraz, przed północą, kiedy patrzę na naszą choinkę ubraną w gwiazdki z piernika, ze słomy, z papieru, w kolczate jeże z bibuły, gdy zerkam na jemiołę zawieszoną na ścianie, gdy nucę sobie pod nosem kolędy, popijam pachnącą goździkami i imbirem herbatę, gdy widzę twarze wszystkich, którzy odwiedzili nas od wczoraj - czuję, że jestem cudownie szczęśliwa :)

Na Święta


Życzymy Wam na Boże Narodzenie 2009 oraz Nowy Rok 2010 pięknego daru niespieszności. Daru, który daje dystans, spokój oraz pozwala w tym co pospolite, co nas otacza, w codzienności dojrzeć to, co jest unikalne i cudowne. Bo cud najczęściej jest zupełnie cichy. Tak jak narodziny Jezusa.

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Choinka - czyli o tym jak Niemcy nam drzewo wciskali

Choinkowa tradycja, jak wiadomo, przywędrowała do nas z terenów niemieckich w okresie zaborów. Mało kto jednak w katolickiej Polsce wie, że to niemieccy protestanci rozpowszechnili zwyczaj stawiania i przystrajania choinki w wigilię Bożego Narodzenia. Nie kto inny, jak Marcin Luter był wielkim propagatorem tej tradycji.

Skąd u niemieckich protestantów pomysł, by ścinać upatrzonego w lesie iglaka i wciągać do domu? Nie do końca wiadomo. Niektórzy powołują się na związek z drzewami z biblijnego raju, inni na odniesienie do drzewa krzyża, a jeszcze inni przytaczają ten wers z Księgi Izajasza: "Chwała Libanu do ciebie przyjdzie, jodła i bukszpan, i sosna społem, aby przyozdobić miejsce świętości mojej" (Iz 60,13).

Ale wróćmy do pierwszego zdania tego tekstu: Choinkowa tradycja, jak wiadomo, przywędrowała do nas z terenów niemieckich w okresie zaborów. Jak to - w okresie zaborów Polacy przejęli jakiś zwyczaj od okupanta??? Na nasze usprawiedliwienie dodajmy, że pośrednikiem w tym dziwnym transferze kulturowym byli niemieccy mieszczanie zamieszkujący miasta Wielkopolski. Od nich to właśnie moda poszła na cały kraj. Moda? Ano zacytuję mistrza Kopalińskiego: "Zwyczaj rozpowszechnił się w Europie i Ameryce Płn. w okresie mody na rzeczy niemieckie po ślubie brytyjskiej królowej Wiktorii w 1840 z niemieckim księciem Albertem Sachsen-Coburg-Gotha, a w XX w. również w świecie niechrześcijańskim, np. w Japonii". Wygląda na to, że w owych czasach wpływ ówczesnych celebrytów na kulturę masową był porównywalny do obecnego... A niech tam, dobre wzory brać można nawet od wroga :-)

Trzeba jeszcze wspomnieć, że najbardziej opornym terenem na element obcy kulturowo była polska wieś. W wiejskich domach tak na dobre choinka zadomowiła się dopiero po drugiej wojnie światowej. Stało się tak nie bez przyczyny. Otóż nasza wieś od wieków pielęgnowała własną odrębną tradycję - podłaźniki lub podłaźniczki. Były to boże drzewka, gałęzie świerku, sosny lub jodły, które wieszano pod pułapem izby i ozdabiano wszystkim, co oznaczało życie - jabłkami, cukierkami, piernikami, herbatnikami, orzechami i "światkami" z opłatków.

Ufff na szczęście, gdy człowiek zobaczy pod choinką prezenty, to już nic z tego wszystkiego, co powyżej napisałem nie będzie pamiętał...

niedziela, 20 grudnia 2009

Dziwne pytania na okres przedświąteczny

Z przyczyn niejasnych,
w okolicznościach nieznanych
Byt Idealny przestał sobie wystarczać.

Mógł przecież trwać i trwać bez końca,
ociosany w ciemności, wykuty w jasności,
w swoich sennych nad światem ogrodach.

Czemu, u licha, zaczął szukać wrażeń
w złym towarzystwie materii?

Na co mu naśladowcy
niewydarzeni, pechowi,
bez widoków na wieczność?

Wisława Szymborska, z wiersza Platon, czyli dlaczego, z tomu Chwila.

Takie pytania zadaję sobie wraz z poetką w przeddzień święta Bożego Narodzenia. Jakie motywy stały za niezwykle ryzykowną decyzją, by Bóg stał się człowiekiem? Jakie wydarzenia miały na to wpływ - Sodoma i Gomora czy może wręcz przeciwnie: wielka wiara patriarchów i proroków? Kiedy ta decyzja została podjęta - czy stwarzając świat, Bóg już wtedy wiedział, że pewnego dnia pośle swego syna na ziemię? I dalej - czy już wtedy wiedział, że ludzie go ukrzyżują?

A teraz inna perspektywa pytań. Skoro Bóg stał się człowiekiem, a element boski konsekwentnie żyje w nas wszystkich, to czy możliwe jest tak dokładne zniszczenie tegoż elementu, by skazać się na wieczne potępienie? Czy można wyobrazić sobie zatem, że piekło jest puste? Skoro Bóg tak doskonale zjednoczył się z ludzką materią, skoro jest bytowo tak blisko mnie, to właściwie o co mi chodzi w tych wszystkich pytaniach?

niedziela, 13 grudnia 2009

Spoza nas

Skąd w nas (niektórych) jest pragnienie mitu, wiary, odniesienia do sfery spoza nas? Odpowiedzi mamy zapewne całe mnóstwo, dziś przytoczę dwie ciekawe myśli. Skąd te pragnienia? Z nieodpartej potrzeby sensu oraz bardzo ludzkiego poszukiwania szczęścia.

Czytam Obecność mitu Leszka Kołakowskiego. To jedna z dwóch, wedle opinii filozofa, najważniejszych jego prac. Pisana była w latach 1966-67, a zatem w czasie, gdy Kołakowski miał opinię najzacieklejszego rewizjonisty komunizmu, a jego pisma cenzura objęła zakazem druku. Jaki jest według niego motyw potrzeby mitu?

To pragnienie unieruchomienia czasu fizycznego przez nałożenie nań mitycznej formy, tj. takiej, która pozwala w przepływie rzeczy dopatrywać się nie przemiany tylko, lecz kumulacji, albo pozwala wierzyć, że to, co minione, przechowuje się - co do wartości - w tym, co trwa; że fakty nie są faktami tylko, lecz cegiełkami świata wartości, które można ocalić bez względu na nieodwracalność zdarzeń. Wiara w celowy ład, utajony w potoku doświadczenia, daje nam prawo sądzić, że w tym, co przemija - rośnie i przechowuje się coś, co nie przemija właśnie; że w nietrwałości wydarzeń kapitalizuje się niewidoczny wprost sens, że więc rozkład i zniszczenie dotykają tylko widomej warstwy istnienia, nie dotykając drugiej, odpornej na ruinę.

Inną ciekawą myśl wypowiada Wacław Oszajca, warszawski jezuita. Uważa on, że kto choć raz szczęścia posmakował, już o nim nie może zapomnieć, gdyż to doznanie powoduje w nim głód szczęścia coraz większego, coraz pełniejszego, a w konsekwencji - szczęścia wiecznego. Stąd wiara. Wiara nie ze strachu lub na wszelki wypadek, ale wiara z pragnienia szczęścia.

sobota, 12 grudnia 2009

Midrasz o winie

Gdy Noe zabrał się po potopie do sadzenia, pojawił się zaraz Szatan i zapytał go: – Co sadzisz? A on odpowiedział: – Winnicę. – A co się z tego robi, zapytał Szatan. – Jeśli owoce są słodkie, można z nich zrobić wino, które przynosi sercu radość. Wtedy Szatan zapytał: – Czy moglibyśmy razem sadzić, ty i ja? Noe się zgodził.

Co uczynił Szatan? Przyprowadził owcę i zabił ją w winnicy, potem przywiódł lwa i też go tam zaszlachtował, dalej sprowadził małpę i ją zarżnął, a na koniec zabił świnię. Potem zmieszał krew tych zwierząt z winem i zwrócił się do Noego: – Gdy ktoś pije jedną szklankę, jest jak owieczka, skromny i łagodny. Gdy dwie, czuje się potężny i silny jak lew, zaczyna gadać dumny i wyniosły, powiadając: kto się ze mną zmierzy! Gdy trzy, staje się jak małpa, tańczy, podskakuje i poniża swoje usta, udając, że wie to, czego nie wie. Gdy jednak wypija cztery szklanice i więcej, jak świnia tarza się w błocie i brudzie.
(Tygodnik Powszechny nr 24, 14 czerwca 2009)

czwartek, 10 grudnia 2009

Miłosz na jesień

Bieg
Radosny mój bieg po ciemnych parkach jesienią,
Kiedy na ścieżkach igliwie albo szelest liści,
I polany pod dębami pustoszeją,
Gasną sine oka telewizji.

Takiej lekkości kroków nigdy nie miałem,
Chyba dawno, w moje poranki ośmioletniego.
Uniesiony nad ziemię, napojony światłem,
Nie ustaję w napowietrznym biegu.

Nieżyczliwie mnie wita przebudzona jawa.
W dzień o lasce powoli pełznę, astmatyczny.
Ale noc mnie na długie podróże wyprawia
I tam, jak na początku, świat nowy i śliczny.

Czesław Miłosz, z tomu To 

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Św. Mikołaj - patron piwowarów

No dobra, o co chodzi z tym Mikołajem, bo już mi się trochę miesza, jak patrzę na tego pucołowatego staruszka z brodą i workiem na plecach. Wczoraj mieliśmy 6 dzień miesiąca grudnia, a więc wedle wszelkich danych wspominaliśmy św. Mikołaja, a wszyscy koledzy o imieniu Mikołaj mieli swoje imieniny. Wszystkiego najlepszego przy okazji. A więc zaglądam do literatury źródłowej i co czytam: 6 grudnia, św. Mikołaja, biskupa, patrona piwowarów, młynarzy, flisaków i notariuszy. Piwowarów??? To po kiego groma tego dnia wszyscy obdarowują się słodkościami tudzież innymi duperelkami, kiedy - rzecz oczywista - powinno się tego dnia świętować z kuflem w dłoni! Przepraszam, tu przerwa - spieszę do lodówki celem zdjęcia kapsla narzędziem typu otwieracz, ażeby poniewczasie zadośćuczynić zapomnianej wielowiekowej tradycji...

Co dalej: Pewne jest tylko to, że Mikołaj w początkach IV wieku był biskupem Miry w Azji Mniejszej (dziś Demre w Turcji) i że brał udział w I soborze powszechnym w Nicei. Reszta to legendy, w których niewątpliwie tkwią ziarna prawdy. A legendy przekazują, iż był wzorem dobroci i troski o bliźnich. Legenda musiała być nadzwyczaj silna, skoro do dziś świętujemy Mikołajki. Swoją drogą to piękna sprawa - naśladować dobrego i troskliwego człowieka - i bardzo humanistyczne przesłanie. Jestem za.

Przypomniał mi się św. Mikołaj, który zawitał do mojego przedszkola :-) Jestem na sto procent pewien, że tamto wcielenie świętego biskupa miało długi pastorał w dłoni i że mocno tym pastorałem stukało w podłogę, żeby nas uciszyć... A w paczkach świątecznych były... pomarańcze. Dlatego dla mnie do dziś prawdziwy św. Mikołaj musi mieć niezmiennie: długi pastorał, czyli kij pasterski biskupa oraz pomarańcze w worku z prezentami.

Zainspirowany literaturą źródłową do wspomnianych atrybutów od teraz uroczyście dołączam kufel piwa :-)

niedziela, 6 grudnia 2009

Vermeer

Dopóki ta kobieta z Rijksmuseum
w namalowanej ciszy i skupieniu
mleko z dzbanka do miski
dzień po dniu przelewa,
nie zasługuje Świat
na koniec świata.

Wisława Szymborska, Vermeer, z tomu Tutaj

sobota, 5 grudnia 2009

Ideowiec Marek Edelman

Na tym polega moja rola. Pan Bóg już chce zgasić świeczkę, a ja muszę szybko osłonić płomień, wykorzystując Jego chwilową nieuwagę. Niech się pali choć trochę dłużej, niż On by sobie życzył. To jest ważne: On nie jest za bardzo sprawiedliwy. To jest również przyjemne, bo jeżeli się coś uda - to bądź co bądź Jego wywiodło się w pole... - Wyścig z Panem Bogiem? Cóż za pycha! - Wiesz, kiedy człowiek odprowadza innych ludzi do wagonów, to może mieć z Nim później parę spraw do załatwienia. A wszyscy przechodzili koło mnie, bo stałem przy bramie od pierwszego do ostatniego dnia. Wszyscy, czterysta tysięcy ludzi przeszło koło mnie. Oczywiście, każde życie kończy się i tak tym samym, ale chodzi o odroczenie wyroku...
Hanna Krall, Zdążyć przed Panem Bogiem.

Zmarły przed dwoma miesiącami Marek Edelman był człowiekiem wyjątkowym, o wyjątkowym życiorysie i o wyjątkowej odwadze. Mówił i pisał o Powstaniu w Getcie Warszawskim z do bólu okrutną szczerością. I kiedy na nowo czytam Zdążyć przed Panem Bogiem, odkrywam z satysfakcją, że ta szczerość jest piękna. W niczym nie umniejsza tragedii społeczności żydowskiej, w niczym nie umniejsza bohaterstwu powstańców.

Lewicowiec, agnostyk wadzący się z Bogiem, ideowiec w czystej postaci. Jego idea leczenia ludzkich serc, by odroczyć wyrok śmierci ma w sobie coś głęboko humanistycznego, co pociąga i zmusza do zamyślenia nad sensownością własnego powołania.

piątek, 4 grudnia 2009

Milczenie

Człowiek myślący, gdy tylko może, milczy; a gdy już nie może dłużej milczeć, wówczas mówi lub pisze. Ale czyni to tylko w ostatecznej potrzebie.
Sandor Marai "Księga ziół"

czwartek, 3 grudnia 2009

Trzy wersy Noblistki

Żyjemy dłużej,
ale mniej dokładnie
i krótszymi zdaniami.

Wisława Szymborska, z wiersza Nieczytanie, z tomu Tutaj.

Mistrzowska diagnoza poetki. Zdiagnozować współczesność w trzech krótkich wersach i ośmiu słowach - godne Nobla :-)

środa, 2 grudnia 2009

Bóg działa jak lodówka

Bóg działa jak lodówka.
Otwierasz drzwiczki - zapala się światło.
Zamykasz drzwiczki - światło gaśnie (...)
Zamknąłem drzwiczki.
Jestem głodny.

Marcin Świetlicki, z wiersza Czternastego lutego, z tomu Nieoczywiste.

wtorek, 1 grudnia 2009

W czasach wielkiego rozczarowania

Żyjemy w czasach wielkiego rozczarowania. Tak. To my przecież mieliśmy być szczęśliwymi dziedzicami nadziei owych oświeconych proroków, którzy zrywali więzy ciemnych zabobonów przeszłości i wznosili ołtarze Rozumowi. Nasze czasy to czasy spełnienia ich utopii. Czyż trzeba tu powtarzać, że ani zgłębienie tajemnicy budowy atomu, ani wyrwanie się poza orbitę naszej planety nie wyjaśniło nam, kim właściwie jesteśmy i jaki jest sens naszego istnienia? A także, że wszystkie nasze wspaniałe osiągnięcia nie nauczyły nas sztuki życia godnego istot rozumnych?
Jan Józef Szczepański, Przed nieznanym trybunałem.

Słowa pisane w latach 70-tych XX wieku. Obawiam się, że wspomniane przez Szczepańskiego czasy rozczarowania trwają do dziś. Wielkie ideologie ubiegłego stulecia jedna po drugiej okazały się potężną ułudą i popadły w ruinę. Zarówno nazizm jak i komunizm miały zastąpić człowiekowi religię. Czy człowiek, który z wielkim wysiłkiem zdołał otrząsnąć się z mitów totalitaryzmów, naturalną koleją rzeczy nie powinien zwrócić się na powrót ku religii?

Dla wielu ludzi świata Zachodu nie było już powrotu do tradycyjnego i od wieków zadomowionego w Europie chrześcijaństwa. Obserwujemy wzrastające zainteresowanie religiami Wschodu oraz sektami stamtąd się wywodzącymi. Zdaniem Szczepańskiego przyczyną tego wzrostu jest brak poczucia osobistej odpowiedzialności za dzieje owych wschodnich tradycji. Ci, którzy nagle odkrywają drogę zbawienia w mistyce Zen, w praktykowaniu jogi, w wierze w transmigrację, nie czują potrzeby dociekania natury buddyjskiej teokracji ani wynaturzeń profesjonalnego ascetyzmu, ani moralnej wartości instytucji kast. Nabywają swe nowe wiary jak gdyby w strefie wolnocłowej, bez narzutów życiowej praktyki.

Nasze rodzime chrześcijaństwo obciążone jest potężnym bagażem wielu błędów i zaniedbań. Wielu z nas nie ma sił lub odwagi, by dźwignąć ten ciężar. I wcale się nie dziwię. Bo co prawda chrześcijaństwo wydało z siebie niezgłębiony ogrom świadectw dobra, świętości, mądrości i piękna, ale jednocześnie nie zabrakło w nim licznych antyświadectw i powodów do zgorszenia. Jak to się stało, że współczesny człowiek Zachodu rozczarował się wielkim mitem chrześcijaństwa, u którego początku stał ubogi Jezus z Nazaretu z dobrą nowiną o miłości?