niedziela, 21 lipca 2013

Proste piękno


Siedzę w ogródku pod naszym szumiącym dębem Emkiem, odchylam głowę do tyłu i patrzę w błękit nieba. Ostatni dzień urlopu. Jutro powrót do pracującej rzeczywistości. Ale jestem bogatsza o wspomnienia, zostało we mnie głęboko w środku uczucie wolności i cudnego wakacyjnego nic-nie-muszenia. Oby udało się je pielęgnować jak najdłużej, by zmieniało perspektywę nie urlopowego życia. 

Bo wystarczy, że zamknę oczy i znowu mknę na rowerze jedną z warmińskich dróg. Ileż radości jest w takim jeżdżeniu. Ukochany K. mknie przede mną. W uszach świst wiatru, którego czuły dotyk czuję na twarzy. Ciepłe fale powietrza znad pół i łąk przetykane chłodniejszymi z lasów i znad jezior. To niesamowite, że w takim rowerowym pędzie z ogromu zapachów można wyłowić nagle intrygującą nutę - niteczkę słodkiego i ciepłego zapachu leśnych poziomek. 

Tyle jest piękna naokoło nas – tak prostego, na wyciągnięcie ręki. Wystarczy tylko na chwilę zapomnieć trochę o sobie i chłonąć naturę całym ciałem. Dać się obezwładnić i otulić. Widoki, kolory, zapachy. Miliony źdźbeł zbóż tańczących w rytm powiewów wiatru, małe wzgórza, pojawiające się nagle srebrzyste, pomarszczone delikatnie jeziora, pola ozdobione najpiękniejszymi kwiatami, które w wazonie nigdy już nie wyglądają tak pięknie, łąki mające tyle odcieni zieleni, że aż wydaje się to niemożliwe, zapach wilgotnej ziemi i suchych sosnowych igieł, ogromne, ciepłe krople letniego deszczu spadające na twarz, piękne motyle, wszystkie odcienie ciepłych pomarańczów i żółci malowanych na niebie przez zachodzące słońce, plusk wody dotykającej deski pomostu. Wreszcie tyle mijanych wiosek rozsianych wśród pól, tyle domów pełnych czyjegoś życia. Małe kapliczki i krzyże przypominające o obecności Kogoś jeszcze. Bezkres, bezczas, radość tu i teraz. 

Życzę sobie z całych sił zachowania tego wszystkiego dalej pod powiekami. To daje radość.

Z wizytą u Gałczyńskiego


W leśniczówce
Tu, gdzie się gwiazdy zbiegły
w taką kapelę dużą,
domek z czerwonej cegły
rumieni się na wzgórzu:
to leśniczówka Pranie
nasze jesienne mieszkanie.

Chmiel na rogach jelenich
usechł już i się sypie;
w szybach tyle jesieni,
w jesieni tyle skrzypiec,
a w skrzypcach, byle tknięte,
lament gada z lamentem.

Za oknem las i pole
las - rozmowa sosnowa;
minął dzień i na stole
stoi lampa naftowa,
gadatliwa promienna
jak ze stołu Szopena.

W nocy tu tyle nuceń
i śpiewań, aż do rana.
Księżyc w srebrnej peruce
gra jak Bach na organach
i płynie koncert wielki
przez dęby i przez świerki -
to leśniczówka Pranie:
nocne koncertowanie.

Chodzi wiatr nad jeziorem
znów zaświecamy lampy;
o, leśniczówko Pranie:
lamp lśnienie, migotanie
księżyc na każdej ścianie,
nocne muzykowanie.

Gwiazdy jak śnieg się sypią,
do leśniczówki wchodzą
każdą okienną szybą,
każdą wrześniową nocą,
w twoim małym lusterku
noc świeci gwiazdą wielką.

Konstanty Ildefons Gałczyński

czwartek, 11 lipca 2013

Warmiński Frasobliwy



Siedzi cichutko w kapliczce tuż przy drodze, skryty w cieniu liści kasztanowca, zapatrzony w zachodzące słońce topiące się co wieczór w wodach jeziora. Przed Jego oczami przetacza się nieustannie cały chaos ziemskiego życia, tylu mijających go rozpędzonych codziennością ludzi. Tylko On taki spokojny, zadumany i ciągle obecny - pomimo wszystko. Wysłucha modlitwy każdego, kto wypatrzy z oddali Jego czerwoną suknię i zbliży się by spojrzeć w Jego zafrasowane oczy.