niedziela, 31 stycznia 2021

Tato, Ciebie kocham. Tak napisałam

„Tato, Ciebie kocham. Tak napisałam” – powiedziała mi dziś Emilka, rysując długopisem na kartce jakiś niezrozumiały (dla dorosłych) szlaczek. Zrobiło mi się potwornie ciepło w sercu, ponieważ pierwszy raz coś takiego popłynęło z jej ust. 

Ci z Was, którzy mają dzieci zapewne znają to uczucie. Słyszeliście pewnie potem te słowa wielokrotnie, może nawet często do przesady. Może i mi kiedyś się „osłuchają”. Ale dziś, z kronikarskiego obowiązku też, lecz głównie ze wzruszenia, notuję te wypowiedziane sylaby pieczołowicie, każdą oddzielnie i myślę sobie o nich. Jasne, że w przyszłości będą między nami trudne chwile a może i więcej niż tylko chwile. Biorę to pod uwagę. 

Dziś jednak myślę przede wszystkim o tym, że wraz z przyjściem Emilki na świat otworzyła się zupełnie nowa, od zera stworzona przestrzeń miłości. I dalej idę tym tropem. Czy to ja – my z Hanią – tę przestrzeń uruchomiliśmy? Czy to nasza małżeńska, jakże bardzo ułomna, miłość miała taką moc, by ex nihilo powołać do życia tak czystą przestrzeń miłości. I – o, nieba! – przestrzeń miłości, która będzie trwała już wiecznie (jak wierzymy)? Nie, nie sądzę byśmy byli do tego zdolni. Tu jest coś więcej. Tu jest Miłość przez ogromne eM. 
Chwilę potem Emilka skierowała się do Hani. Nie użyła już tych samych słów. Zrobiła coś, co jeszcze bardziej nas zdumiało. 
- A to jest eM jak Mama – powiedziała.
I nasza mała dziewczynka – dwa lata i trzy miesiące – narysowała owo M, które i Wy możecie teraz zobaczyć na załączonym zdjęciu. Niezgrabne, nieidealne, na poplamionej kartce papieru ale prawdziwe i jakże pięknie obrazujące ich jedyną w swoim rodzaju relację Matki z Córką. 
Nigdy przecież nie uczyliśmy się pisania literek. Owszem, mamy książeczkę z literami i Emilka ją bardzo lubi. 
- Zobacz, Tato, to jest Twoja literka – woła ostatnio do mnie, wskazując na K.
Gdy pytam, która literka jest Hani, nie pokazuje wcale na H, tylko właśnie na M, eM jak Mama jest ważniejsze od imienia. Relacja z mamą jest najważniejsza. I dobrze. Tak powinno być. Jestem przekonany, że Emilkowej miłości nam nie zabraknie.


środa, 13 stycznia 2021

A czasem po prostu sobie milczymy

Nie ma na razie mrozów, więc nie rezygnujemy z frajdy wracania ze żłobka rowerem. Śnieg nam nie przeszkadza, a wręcz umila 4-kilometrową wycieczkę. Emilka wybrała dziś w piekarni duże kruche ciastko zbożowe z żurawinami. Jadła spokojnie i była wyjątkowo – jak na nią – cicho. Właściwie nic nie mówiła, nie komentowała, nie opowiadała, jak to ma w zwyczaju. Pomyślałem nawet, że może coś jest nie tak i zatrzymałem się. Patrzę na nią, ale ona na mnie nie za bardzo patrzy. Zamyślona, poważna, skupiona na czymś wewnętrznym jakby. Zrobiłem zdjęcie, ale nie odda tego, co chcę przekazać.
- Emilko, jesteś smutna? Coś się stało? – wypytuję, lecz nie odpowiada. Pomyślałem więc, że zaśpiewamy „Zima, zima, zima, pada, pada śnieg”, jak poprzednio, gdy jechaliśmy po śniegu. Nawet zacząłem, ale zaraz słyszę jej spokojny głos:
- Nie śpiewaj, tato.
I dalej ma tę zamyśloną minę. Taką zbyt dorosłą, jak na te jej 2 lata i niecałe 3 miesiące. Jechaliśmy więc dziś do domu w milczeniu. To są te chwile, kiedy coś ukłuje w sercu, coś cię przeszyje myślą, że owszem, to twoja córka, z twojej krwi, ale jej istnienie jest tak bardzo już teraz odrębne, może nawet odległe. Jej wewnętrzny świat to są nieznane mi kompletnie kosmosy. I więcej – tak właśnie ma być. Nie, nie było mi smutno z tego powodu. Chcę jej dobra, więc chcę, żeby miała swój odrębny, bogaty wewnętrzny świat. Będę obok i to wystarczy.
Milczeliśmy, zatopieni w swoich wewnętrznych kosmosach, patrzyliśmy na kojącą biel śniegu. I to było dobre.