czwartek, 28 czerwca 2012

Pan Telewizor

Już zapomniałam jak dobrze sobie usiąść w ogrodowym fotelu postawionym na zielonej trawie i pochłonąć niemal jednym tchem dobrą lekturę. Przeniknąć zadrukowane czarną czcionką kartki i przenieść się w inny świat w nich zapisany. Zapomnieć o rzeczywistości, zatopić się, zapaść. Wyłowić z książki małe ziarenka, które potem kiełkują w głowie i zaprzątają myśli. Na przykład takie:

"Telewizor: według niego ustala się rytm dnia, pory posiłków i wypoczynku. Pory snu. Spotkania z przyjaciółmi. Meble rozstawia się tak, aby było go widać z każdego kąta, krzesła, fotela, kanapy, a gdy postawi się talerz i weźmie łyżkę do ręki, można wtedy - chlipiąc zupę - patrzyć w ekran. Oświetlenie nie może przyćmiewać jego oblicza, bo zniekształci to, co on zechce nam pokazać (...) On, telewizor, prowadzi nas od dnia do dnia, jak niegdyś anioł stróż nad przepaścią".

"Telewizja to nieustający program dla całej rodziny; bez niej rodzina nie wie, co ze sobą zrobić. Bez telewizji czujemy się ze sobą źle. Ona jest jak nieprzyzwoita przyzwoitka, skraca do minimum czas, w którym musielibyśmy spojrzeć sobie w oczy i coś sobie powiedzieć".

"Pan Telewizor nie do wyproszenia. Był. I będzie. Kiedyś był stół i ciepłe światło lampy. Podobno wystarczało".
/ Dorota Terakowska , Ono/

Bolesne, trudne, irytujące. Ile razy tak właśnie było? Ile razy taki telewizorowy gość uczestniczył w jakieś części świątecznego obiadu, przerywał różne opowieści swoimi punktualnymi wiadomościami, zagłuszał wyznania i trudną ciszę?

Tak cieszę się, że już dawno uwolniłam się od tego telewizyjnego szaleństwa, bo na prawdę można żyć bez tego Pana i w dodatku jego brak nie wzbudza ani grama mojej tęsknoty.  Jest lepiej, jest spokojniej, jest piękniej!

Zawsze już stanowczo i bez zawahania wybieram: ciepłe światło lampy, herbatę, stół i spojrzenie sobie w żywe, prawdziwe, ludzkie oczy. Uczę się prawdziwego rozmawiania.

sobota, 23 czerwca 2012

Dla Taty

Tatusiu, tak rzadko mówię Ci, że jesteś najlepszym Tatą pod słońcem!

Dziękuje Ci za całą miłość i troskę jaką mi dajesz przez cały czas mojego istnienia. Pewnie gładziłeś Mamę czule po brzuchu, gdy byłam jeszcze w środku, rozmawiałeś ze mną gdy jeszcze mnie nie było. A potem czule przytulałeś małą mnie w tetrowych pieluszkach i jak szalony, z radością kręciłeś filmy na taśmie 8mm ze mną w roli głównej.

Dziękuję Ci za pokazywanie i objaśnianie mi świata, gdy już się na nim pojawiłam. Za to, że uczyłeś mnie życia i dawałeś bezpieczeństwo.

Patrzę jak zajmujesz się teraz małą B. i wiem,  jestem pewna, że tak rozmawiałeś też ze mną. Poświęcałeś mi tyle uwagi, cierpliwości i czułości. Uczyłeś samodzielnego myślenia, pobudzałeś wyobraźnię.

Dziękuję Ci za te wszystkie spacery o każdej porze roku, za zimowe wyprawy na sanki, wyprawy do parku, zbieranie jesiennych liści i lśniących kasztanów, za pokazywanie wiosny, za wszystkie wakacje w górach i nad morzem, za wchodzenie na Nosal, dzięki czemu jestem pewna już wtedy pokochałam góry, za naukę pływania, oswajanie jeziora, chodzenie do teatru, za zabawę w księgarnię, za to, że dzięki Twoim pomysłom mogłam być trzyletnią sekretarką zamawiającą śrubki czy też udzielającą porad sprzedawczynią w księgarni z książkami dla dzieci. Za wspólne picie oranżady i to, że sadzałeś mnie wtedy taką małą, na wysokim barowym krześle, za czapeczki robione z chustki do nosa, które pasowały na moją trzyletnią głowę.

Dziękuje Ci za jeżdżenie autobusem i zabawę w liczenie bagażników oraz za wszystkie pytania łatwe, średnie i trudne. Dziękuje Ci za wszystkie wieczory, które spędziłeś na usypianiu mnie, za wszystkie linijki przeczytanych przez Ciebie bajek i wszystkie słowa składające się na wymyślone historie. Dziękuję Ci za wszystkie zadane przez Ciebie podchwytliwe pytania.

Dziękuje Ci za to, że z Tobą mogłam wbijać gwoździe, piłować, chodzić po dachu, wywoływać zdjęcia, używać papieru ściernego, robić kulki z cyny i lutować, chłodzić rozgrzane po wierceniu w betonie wiertło w kubku z zimną wodą, być małym pomocnikiem dla Ciebie - złotej rączki. Za naukę jazdy na rowerze w wyschniętym parkowym stawie, za oswajanie robaków, pająków i ciemności, za wspólne oglądanie „Robin Hooda”. Dziękuję Ci za "pychotliwą" herbatę z cytryną, za trzymanie za rękę i obrazowe tłumaczenie tego, co było skomplikowane w fizyce, na przykład za to, że wcielałeś się w rolę elektronu, że pokazywałeś jak powinno wyglądać pismo techniczne i cierpliwie uczyłeś wyprowadzania matematycznych wzorów.

Dziękuję Ci Tato, za poczucie humoru, że nieustannie uświadamiałeś mnie, że bez niego życie jest dużo trudniejsze.

Dziękuje Ci po prostu, za to, że jesteś. Dziękuję Ci, że byliśmy razem przy Mamie odchodzącej na drugą stronę, za całą Twoja troskę i miłość, którą okazywałeś jej przez trzydzieści pięć lat małżeństwa. Czuję, że nie nauczyliśmy się jeszcze rozmawiać prawdziwie jak Córka i Tata, czuję Twoje zagubienie w mówieniu o uczuciach i tym co dotyczy wnętrza, uczmy się tego - proszę!

Życzę Ci Tato z całego serca odwagi do układania sobie życia na nowo, odnajdywania swojego miejsca w świecie bez Niej, do poszukiwania drugiej miłości i szczęścia. Zasługujesz na to. Kocham Cię!

środa, 13 czerwca 2012

piątek, 8 czerwca 2012

Epitafium bieszczadzkiego poety



W Cisnej tuż obok słynnej knajpy o przemiłej nazwie „Siekierezada” urzęduje Ryszard Szociński, bieszczadzki poeta. Zaprasza gości do środka swojego sklepiku, który jednocześnie pełni funkcje galerii i salonu literackiego. Nim się obejrzeliśmy, już nam czytał swoje wiersze a potem prosił nas byśmy też je czytali na głos. Wiersze są proste ale pełne uczucia, ubogie w poetycką frazę ale bogate w emocje.

Bieszczadzki poeta uraczył nas też opowieścią – nikt nie wie czy prawdziwą – o tym, że niespodziewanie wpadł na pomysł, by do najnowszego wyboru jego poezji dołączyć epitafium, które właśnie wymyślił i które życzy sobie mieć na swoim nagrobku. Podobno zadzwonił natychmiast do wydawcy i zażądał dodania epitafium na pierwszej stronie. Ale okazało się, że tomik już jest prawie w druku i ewentualnie dadzą radę dodać je na końcu. Tak też się stało. I faktycznie, na ostatniej stronie książeczki zatytułowanej „Słowa z widokiem na Bieszczad” można przeczytać te słowa:


Ciało nakarmić możesz
chlebem i mlekiem
- duszę
tylko miłością
Ciało wyleczyć możesz lekiem
- duszę
tylko wolnością

czwartek, 7 czerwca 2012

Na szlaku


Jesteśmy w Bieszczadach. Przyjechaliśmy wczoraj by się na chwilę zaszyć w tym innym górskim świecie, by mieć czas i wolność, by wymknąć się miejskiemu szaleństwu, by się na nowo odnaleźć.  

Jak bardzo tęskniłam za tym, by znowu znaleźć się na górskim szlaku! Obrany cel, rozpracowana trasa, niecierpliwość duszy. Ruszamy. Równy marsz, przyspieszony oddech gdy wędrujemy mozolnie pod górę. Pierwsze oszołomienie czystym powietrzem i wiatr czochrający delikatnie włosy.

Uwielbiam wpadać w ten wędrówkowy świat, inny rytm chwili, taka prosta radość, wyostrzenie zmysłów. Szum zielonych liści nade mną, szelest uschniętych, zeszłorocznych zabłąkanych, brązowych liści pod stopami, zgrzyt małych kamyków uciekających spod nóg,  delikatny plusk błotnistej drogi,  niezwykła miękkość podmokłej ziemi, trzaski łamiących się małych gałązek, zimny dotyk mokrych liści na skórze łydki, miarowy rytm kroków, cudowny, nieporównywalny z niczym smak wody pitej w czasie krótkiego odpoczynku, szemranie zimnego potoku i ten lecący ku niebu ptasi śpiew – wierny towarzysz drogi.

Ciągle dalej i dalej przed siebie. Tyle dźwięków świata, tyle barw, tyle się dzieje w tej niby ciszy. Z każdym kolejnym metrem czuję się bardziej radośnie. I ten przepełniający mnie coraz bardziej wewnętrzny spokój i duchowe oczyszczenie. Odkrywanie w sobie zagubionej ostatnio umiejętności cieszenia się życiem. Patrzenie co jakiś czas maszerującemu K.  prosto w jego błękitne, radosne oczy. Pocałunek na szczycie.  Jestem tu, na tym szlaku po prostu szczęśliwa.

środa, 6 czerwca 2012

Bieszczadzkie anioły

















Anioły są wiecznie ulotne
Zwłaszcza te w Bieszczadach
Nas też czasami nosi
Po ich anielskich śladach

One nam przyzwalają
I skrzydłem wskazują drogę
I wtedy w nas się zapala
Wieczny bieszczadzki ogień

Anioły bieszczadzkie, bieszczadzkie anioły
Dużo w was radości i dobrej pogody
Bieszczadzkie anioły, anioły bieszczadzkie
Gdy skrzydłem cię trącą już jesteś ich bratem

Stare Dobre Małżeństwo
Słowa: Adam Ziemianin
Muzyka: Krzysztof Myszkowski
fragment piosenki - a w całości do posłuchania TUTAJ