niedziela, 14 marca 2021

Pełno słów

Nagle zaległa cisza. Szykuję obiad, kroję warzywa do zupy, odchodzę więc od deski i zerkam zza naszej otwartej kuchni na pokój. Niezły mamy w tym naszym salonie harmider. Emilka najczęściej bawi się właśnie tutaj, w naszej obecności, z nami tuż obok. Na podłodze leżą więc jej zabawki: zaczynając od ulubionych przytulanek zwanych “kolegami”, których gromada, powiększa się co trochę - do owieczki, myszki i kotka dołączyły ostatnio jeszcze duży misio w kolorze koralowym, mały biały miso i urocza gąsienica z kwiatkiem tulipana w łapkach - po plastikowe klocki, koszyk z kasztanami, czy zestaw lekarski z obowiązkowym małym notesem i długopisem (bo przecież: “ja piszem receptę”). Szukam sprawczyni tej nagłej ciszy. Jest. Na kanapie ułożyła właśnie górkę książek i gramoli się, by wygodnie sobie usiąść oparta o zieloną poduszkę tuż obok nich. Wiem co będzie dalej. Ale to nic. Mogę patrzeć na to co teraz nastąpi bez końca. Ten widok mnie nieustannie wzrusza, rozczula i zachwyca. Zatem bezkarnie i dyskretnie podglądam go sobie zza załomka ściany w międzyczasie spokojnie krojąc dalej i uśmiechając się pod nosem.

Dalej jest tak:

Gdy Emilka już umości się na kanapie, z zaplecionymi po turecku nogami, bierze w dwie swoje małe rączki pierwszą z książeczek, które leżą po jej prawej stronie. I powoli, kartka po kartce zaczyna je oglądać. Zatrzymuje się na niektórych stronach dłużej, uważnie się im przygląda, wodzi palcem po rysunkach, odwraca kolejne kartki. Jest skupiona i poważna. Gdy widzę ją w takich chwilach wydaje mi się, aż za bardzo dorosła - jakby miała więcej niż te swoje 2 lata i 4 miesiące. Mała dziewczynka pochyla się nad książkami. Gdy skończy oglądać pierwszą, przekłada ją na lewą stronę obok siebie i do rąk bierze kolejną lekturę ze swojej “górki”. I wszystko się powtarza. Studiuje każdą kolejną kartkę. Gdy wszystkie książeczki znajdą się po drugiej stronie kończy swoje zajęcie, wraca do naszego świata i schodzi z kanapy.

Słyszę tupot małych stup. Emilka przybiega do mnie do kuchni, łapie mnie za nogę i się przytula. Pochylam się w jej stronę, patrzymy na siebie. Widzę te jej piękne niebieskie oczy, ozdobione długimi rzęsami, które patrzą na mnie z nadzieją. I słyszę: “Poczytasz mi, Mamusiu? No choć!” I ciągnie mnie za nogę, a potem wyciąga do mnie swoją małą, ciepłą dłoń i powtarza “No choć!”. Dotyka mnie ta prośba i to zaproszenie. Porzucam gotowanie. Wszystko poczeka. Łapię jej rączkę. Łapię tę naszą chwilę, która nie wróci już więcej, nie będziemy już nigdy takie same jak teraz. Emilka zaczyna mnie ciągnąć i biegnie w stronę kanapy, a ja za nią. Siadamy razem. Ona przytulona do mojego boku, otaczam ją ramieniem. “Co wybrałaś do czytania?” - pytam. “Basię na nartach” - pada szybka, konkretna odpowiedź - “ona podoba mi się, wiesz?”.

Zatrzymuje się czas. Zaczynam czytać, a od zawsze bardzo, bardzo lubię czytać dzieciom. Płyną słowa, pełno słów pięknie ułożonych w zdania. Mam masę frajdy z tej lektury. Odkrywam w sobie trochę jakichś ukrytych aktorskich talentów, bawię się intonacją, barwą głosu. Wpadamy razem w tę historię. Zerkam kątem oka na Emilkę: zapatrzona na kolejne strony, skupiona, powtarza niektóre słowa, dopytuje, chłonie. Koniec opowieści. “Mamusiu, jeszcze chcę…” - słyszę. Dzisiaj obiad znowu będzie trochę poźniej, ale jak mówi często Emilka “To nic”.