niedziela, 29 sierpnia 2010

Życie gór


"Góry żyją (...) góry zmieniają się zależnie od miejsca, z którego je obserwujemy, od pory roku, dnia, a nawet nastawienia patrzącego. Dlatego ważne jest, byśmy uświadomili sobie, że zawsze poznajemy tylko jedną część, jedno oblicze góry" /Haruki Murakami, "Przygoda z owcą"/

sobota, 28 sierpnia 2010

Jasności promieniste

Jasności promieniste,
Niebiańskie rosy czyste,
Pomagajcie każdemu
Ziemi doznającemu.

Za niedosiężną zasłoną
Sens ziemskich spraw umieszczono.
Gonimy dopóki żywi,
Szczęśliwi i nieszczęśliwi.

To wiemy, że bieg się skończy
I rozłączone się złączy
W jedno, tak jak być miało:
Dusza i biedne ciało.

Czesław Miłosz, z tomu To.

niedziela, 22 sierpnia 2010

PKO SA (Spółka Anachroniczna)

Któregoś z upalnych sierpniowych dni postanowiłem udać się do placówki banku PKO SA, by zamknąć od dawna nie używane konto. Pora była południowa, upał potężny, więc kiedy przekroczyłem próg banku i poczułem przyjemny chłód klimatyzacji, poczułem wielką ulgę. Ale zaraz, coś jest nie tak - tym razem owładnęło mną uczucie zaniepokojenia. Co było nie tak? Cisza. Jak makiem zasiał. Rozejrzałem się po sali: trzy stanowiska do obsługi klientów - puste, zarówno po stronie pracowników banku, jaki i petentów; dwa okienka z kasami - puste; kilka krzeseł dla oczekujących - puste. Co jest grane? - mówię do siebie. Stoję dobre kilka minut, rozglądam się we wszystkie strony, nie mogę zrozumieć, o co tu chodzi. A tu tylko cisza i pustka...

Nagle słyszę kroki. Ufff nareszcie załatwię sprawę - myślę sobie. Niestety (zawód nr 1) to tylko ochroniarz. Bardzo sympatyczny pan w wieku emerytalnym, najwyraźniej w świetnym humorze, z rozbrajającą szczerością przemówił - No wie pan, wakacje są, urlopy. No a teraz pora obiadowa, wszystkim się należy jakaś przerwa, no nie? Musi pan poczekać z 15-20 minut. No to siadam, wyciągam gazetę, ale nawet nie zacząłem czytać, bo znowu podchodzi ochroniarz. - Ale wie pan co, na górze jest sektor dla VIP-ów i tam jest jedna pani. Może ona pana przyjmie, bo przecież nikogo innego nie ma. No to idę na górę.

Na górze cisza jest równie przejmująca jak na dole. Rzeczywiście jest sektor VIP i rzeczywiście jest jakaś kobieta. Siedzi sama i nie wygląda na zapracowaną. Pukam. - Dzień dobry, tam na dole nikogo niestety nie ma. Czy mogę u pani zamknąć konto? - Jak to nikogo nie ma? Zaraz zadzwonię. No i pani urzędniczka bankowa przez następne kilka minut wystukuje kolejne numery wewnętrzne tylko po to, by potwierdzić, to co właśnie oznajmiłem, czyli że na dole nikogo nie ma. - Rzeczywiście - stwierdza odkrywczo. - Ale ja nie moge zamknąć tego konta - oznajmia stanowczo. - Dlaczego? - Bo tu jest sektor VIP! A pana konto nie jest VIP - tłumaczy z wyższością (zawód nr 2). Schodzę na dół.

Na dole bez zmian. Cisza. Pusto. Siadam, wyciągam gazetę, czytam. Po chwili słyszę kroki i po chwili widzę kobiecą sylwetkę. Niestety, okazuje się, że pani wchodzi do kasy. To kasjerka (zawód nr 3). Znowu czytam. - Czy mogę panu w czymś pomóc? - słyszę niespodziewanie miły głos kasjerki. - Chciałbym zamknąć konto bankowe. Nie wiem, czy może mi pani pomóc. - Oczywiście, mogę, proszę podejść. Muszę przyznać że zaskoczyła mnie kobitka. Tak z własnej inicjatywy poprosiła, takim miłym głosem, no no. - Proszę wczytać kartę i wprowadzić PIN. To robię. Chwila ciszy. - Ojej, niestety nie mogę zamknąć tego konta. - A dlaczego? - Bo pan ma Eurokonto Plus. - I co z tego? - Ja mogę zamykać tylko Eurokonto. A Eurokonto Plus może tylko koleżanka, ale ona jest na objedzie. Musi pan poczekać (zawód nr 4). Wracam na swoje miejsce.

Wyciągam gazetę itp. W międzyczasie pociesza mnie ochroniarz: - Zaraz powinna wrócić. Czekam jakieś 10 minut. Wreszcie pojawia się pani wszechwładna, która podobno może nawet Eurokonto Plus zamykać. - Dzień dobry. Chciałbym to i to... - Tak, oczywiście, proszę wczytać kartę i tak dalej. - Bardzo proszę. - Proszę wypełnić wniosek i podpisać. - Tak oczywiście, proszę bardzo. - Proszę o zwrot karty bankomatowej. - Słucham? - no tak, wszystko szło zbyt łatwo (zawód nr 5). - Przecież karta straciła ważność ponad rok temu i po prostu ją przeciąłem i wyrzuciłem - wyjaśniam ze ściśniętym gardłem. - No tak, ale przecież wysłaliśmy Panu nową - uprzejmie ripostuje pani urzędniczka bankowa. - Ale ja niczego nie dostałem. - Niemożliwe. My zawsze wysyłamy automatycznie nową. - Ale ja niczego nie dostałem. Tu spojrzała na mnie badawczo i z wyrzutem. No tak, jak mogę zarzucać jej świetnie działającej placówce niedopełnienie obowiązku. - No dobrze, pójdę sprawdzić. Poszła.

Czekam kilka minut. Oczywiście nie muszę dodawać, że nadal panuje grobowa cisza. Żadnego klienta, pani z kasy też gdzieś zniknęła. Znowu sam w wielkiej sali. Wraca urzędniczka. O rany - z pustymi rękami. Czyli pewnie porażka będzie. - U nas nic nie ma, czyli musieliśmy do pana na pewno wysłać. Nic się już nie odzywam, bo widzę, że nie ma sensu. Czekam zrezygnowany i pewien, że bez tej karty nic nie załatwię (zawód nr 6). - No trudno - mówi po chwili bogini - urzędniczka. - Pan napisze, że zaginęła. Szok pozytywny nr 1... Napisałem. Podpisałem.

I w ten to niebanalny sposób i w tych barwnych okolicznościach dołączyłem do milionów szczęśliwych ludzi, którzy nie posiadają konta bankowego w PKO SA.

sobota, 21 sierpnia 2010

Nędza - coś gorszego od biedy

"Bieda, braki materialne, uzależnienie od silniejszych są trudne do zniesienia. Natomiast nie do wytrzymania jest pogarda, bezustanne przypominanie, że jest się istotą niższego rodzaju i całkiem bezużyteczną. Jest nie do wytrzymania, gdy nawet najbliżsi traktują człowieka jak istotę pozbawioną godności osobistej. Na tym polega różnica między ubóstwem a nędzą" - ojciec Józef Wrzesiński wie, co mówi. Sam w dzieciństwie doświadczył nędzy. Tak, istnieje bieda i to ogromna. Jest cały tzw. trzeci świat, gdzie brakuje czystej wody, pożywienia, lekarstw, gdzie szerzą się choroby. Ale oprócz tego istnieje świat ludzi, którym nie tylko brakuje chleba, ale którym dodatkowo odbiera się godność, upokarza i wyklucza ze społeczeństwa. Ten świat o. Wrzesiński nazwał "czwartym światem" i również tak nazwał stworzoną przez siebie we Francji organizację: ATD Czwarty Świat (ATD - skrót od francuskiego: Aide à toute détresse - pomoc wszelkiemu nieszczęściu). Stowarzyszenie rozrosło się na cały świat. Działa też w Polsce.

Często wpadamy w stereotyp: gdy mowa o pomocy najbiedniejszym, potrzebującym, widzimy obrazy wygłodniałych dzieci w Afryce. A przecież niezależnie od kraju - czy jest bogaty, czy biedny - wszędzie mamy ludzi bezdomnych, okaleczonych, porzuconych, wykolejonych, uzależnionych itp. Takim ludziom o. Wrzesiński poświęcił swoje życie. Miał wyjątkowe podejście do biednych. Sprzeciwiał się zwykłemu rozdawnictwu, uważał bowiem, że powoduje ono u biorących wstyd i utratę godności. Robił wszystko, by potrzebujący mogli choć w najmniejszym stopniu zapracować na pomoc i traktować ją nie jako jałmużnę, ale jako godziwą zapłatę za pracę. Takie podejście odbudowuje poczucie człowieczeństwa.

Józef Wrzesiński - urodził się w 1917 r. we francuskim Angers. Jego rodzicami byli biedni emigranci: Polak i Hiszpanka, którzy poznali się we Francji. Zmarł w 1988 r.

środa, 11 sierpnia 2010

Ghirlandaio - spojrzenie w tajemnicę

Z całej bogatej kolekcji malarskiej Muzeum Gulbenkiana w Lizbonie ten obraz utkwił mi w pamięci najbardziej - Domenico Ghirlandaio, Portret młodej damy. Jest w nim i piękno, i prostota, delikatność, cudowne kolory. Spojrzenie kobiety kieruje się ku jakiejś nieokreślonej rzeczywistości, której widz nie widzi. To ewidentne zaproszenie do sfery mistycznej. W ten sposób florencki malarz ustami pięknej kobiety jakby chciał powiedzieć: tak, jestem piękna, wiem o tym, ale nie w tym jest moje szczęście, skupienie się na rzeczywistości tego świata prowadzi w efekcie do smutku, który widzicie na mojej twarzy. Ale oczy moje są już w innej rzeczywistości, to tam, w tej tajemniczej krainie mieszka moje szczęście. A moje piękno jest antycypacją i zapowiedzią piękna, które dopiero przyjdzie...

Domenico Ghirlandaio (1449-1494) - florencki malarz okresu quattrocento. Jeden z nauczycieli Michała Anioła. Inspirował się twórczością mistrzów z Italii oraz tych ze szkoły flamandzkiej.

sobota, 7 sierpnia 2010

Warmińskie impresje


"Codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy" /Eric-Emmanuel Schmitt/

wtorek, 3 sierpnia 2010

Chatwin: Jak każdy obibok, chciałem pisać

Have gone to Patagonia (Wyjechałem do Patagonii) - telegram o takiej treści wysłał Bruce Chatwin do redakcji Sunday Times Magazine, swego pracodawcy. Miał 34 lata i postanowił diametralnie zmienić swoje życie. Owocem półrocznej podróży stała się słynna książka "W Patagonii". Później, pod koniec krótkiego życia, powie: Jak każdy obibok, chciałem pisać, ale moje wczesne próby spełzły na niczym. A jednak udało się - został pisarzem.

Podziwiany za dar pięknego opowiadania, krytykowany za mieszanie faktów z fikcją. Stał się jednym z wielkich popularyzatorów stylu, który balansuje niebezpiecznie na granicy prawdy i fałszu - faction (z połączenia angielskich słów fiction i fact). Niektórzy uważają, że pisarze tego stylu piszą zaledwie pół prawdy, a reszta to kłamstwa. Inni (jak Ryszard Kapuściński) kultywują i rozwijają faction wierząc głęboko, że w ten sposób zbliżają się do sedna sprawy, do istoty, która kryje się gdzieś głęboko.

Przeczytałem W Patagonii oraz Wicekról Ouidah - dwie pierwsze książki Chatwina. Pierwsza dużo lepsza od drugiej. Na półce mam jeszcze kolejną: Utz. I cóż, muszę przyznać - tak jak Kapuściński uwiódł mnie swoim czarem, tak i Chatwin. Moja natura widocznie nie pożąda prawdy podanej wprost, bo ta często zwodzi subiektywizmem autora. Autorzy faction nie kryją, że są subiektywni, a wręcz uważają, że literatura obiektywna nie istnieje. Za to tworzą świat przemieszanych rzeczywistości, by stworzyć nową. Kto wie, czy nie bliższą istoty rzeczy.

Bruce Chatwin zmarł na AIDS w wieku 49 lat.

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Warmińskie kapliczki z dzwonami

Wędrując po pięknych terenach Warmii, można natknąć się na przydrożne kapliczki z dzwonami. Dziś stanowią zaledwie barwny element warmińskiej krainy, dawniej jednak miały one swoje ważne zadania.

Cel świecki (profanum) - małe dzwony dawały znać mieszkańcom o ważniejszych wydarzeniach w życiu społeczności lokalnej, zwoływały lud do broni, do gaszenia pożarów, do ratowania się przed napadem nieprzyjaciół.

Cel religijny (sacrum) - na Warmii południowej każdy jej mieszkaniec trzykrotnie codziennie odsłuchiwał dźwięków dzwonów wzywających do wspólnej modlitwy, niezależnie od miejsca przebywania - domostwa, pola czy drogi.

Przyjmuje się, że przydrożne obiekty kultu wyposażone w małe dzwonki stanowiły dla całej Warmii powszechny środek komunikacji. Na Warmii południowej to zjawisko było tak powszechne, że doprowadziło do wytworzenia się specyficznego systemu. W każdym osiedlu ludzkim - mówimy tu o przełomie XIX i XX w. - znajdował przynajmniej jeden dzwonek oraz osoba odpowiedzialna za pilnowanie odpowiednich pór dzwonienia.

Dodać trzeba, że kapliczka sama w sobie była najczęściej dziełem sztuki ludowej - szczególnie chodzi tu o rzeźbione krzyże, świątki i figury świętych. Zachwyca mnie ta naturalna symbioza sfery sacrum i profanum w otoczeniu piękna sztuki.