Któregoś z upalnych sierpniowych dni postanowiłem udać się do placówki banku PKO SA, by zamknąć od dawna nie używane konto. Pora była południowa, upał potężny, więc kiedy przekroczyłem próg banku i poczułem przyjemny chłód klimatyzacji, poczułem wielką ulgę. Ale zaraz, coś jest nie tak - tym razem owładnęło mną uczucie zaniepokojenia. Co było nie tak? Cisza. Jak makiem zasiał. Rozejrzałem się po sali: trzy stanowiska do obsługi klientów - puste, zarówno po stronie pracowników banku, jaki i petentów; dwa okienka z kasami - puste; kilka krzeseł dla oczekujących - puste. Co jest grane? - mówię do siebie. Stoję dobre kilka minut, rozglądam się we wszystkie strony, nie mogę zrozumieć, o co tu chodzi. A tu tylko cisza i pustka...
Nagle słyszę kroki. Ufff nareszcie załatwię sprawę - myślę sobie. Niestety (zawód nr 1) to tylko ochroniarz. Bardzo sympatyczny pan w wieku emerytalnym, najwyraźniej w świetnym humorze, z rozbrajającą szczerością przemówił - No wie pan, wakacje są, urlopy. No a teraz pora obiadowa, wszystkim się należy jakaś przerwa, no nie? Musi pan poczekać z 15-20 minut. No to siadam, wyciągam gazetę, ale nawet nie zacząłem czytać, bo znowu podchodzi ochroniarz. - Ale wie pan co, na górze jest sektor dla VIP-ów i tam jest jedna pani. Może ona pana przyjmie, bo przecież nikogo innego nie ma. No to idę na górę.
Na górze cisza jest równie przejmująca jak na dole. Rzeczywiście jest sektor VIP i rzeczywiście jest jakaś kobieta. Siedzi sama i nie wygląda na zapracowaną. Pukam. - Dzień dobry, tam na dole nikogo niestety nie ma. Czy mogę u pani zamknąć konto? - Jak to nikogo nie ma? Zaraz zadzwonię. No i pani urzędniczka bankowa przez następne kilka minut wystukuje kolejne numery wewnętrzne tylko po to, by potwierdzić, to co właśnie oznajmiłem, czyli że na dole nikogo nie ma. - Rzeczywiście - stwierdza odkrywczo. - Ale ja nie moge zamknąć tego konta - oznajmia stanowczo. - Dlaczego? - Bo tu jest sektor VIP! A pana konto nie jest VIP - tłumaczy z wyższością (zawód nr 2). Schodzę na dół.
Na dole bez zmian. Cisza. Pusto. Siadam, wyciągam gazetę, czytam. Po chwili słyszę kroki i po chwili widzę kobiecą sylwetkę. Niestety, okazuje się, że pani wchodzi do kasy. To kasjerka (zawód nr 3). Znowu czytam. - Czy mogę panu w czymś pomóc? - słyszę niespodziewanie miły głos kasjerki. - Chciałbym zamknąć konto bankowe. Nie wiem, czy może mi pani pomóc. - Oczywiście, mogę, proszę podejść. Muszę przyznać że zaskoczyła mnie kobitka. Tak z własnej inicjatywy poprosiła, takim miłym głosem, no no. - Proszę wczytać kartę i wprowadzić PIN. To robię. Chwila ciszy. - Ojej, niestety nie mogę zamknąć tego konta. - A dlaczego? - Bo pan ma Eurokonto Plus. - I co z tego? - Ja mogę zamykać tylko Eurokonto. A Eurokonto Plus może tylko koleżanka, ale ona jest na objedzie. Musi pan poczekać (zawód nr 4). Wracam na swoje miejsce.
Wyciągam gazetę itp. W międzyczasie pociesza mnie ochroniarz: - Zaraz powinna wrócić. Czekam jakieś 10 minut. Wreszcie pojawia się pani wszechwładna, która podobno może nawet Eurokonto Plus zamykać. - Dzień dobry. Chciałbym to i to... - Tak, oczywiście, proszę wczytać kartę i tak dalej. - Bardzo proszę. - Proszę wypełnić wniosek i podpisać. - Tak oczywiście, proszę bardzo. - Proszę o zwrot karty bankomatowej. - Słucham? - no tak, wszystko szło zbyt łatwo (zawód nr 5). - Przecież karta straciła ważność ponad rok temu i po prostu ją przeciąłem i wyrzuciłem - wyjaśniam ze ściśniętym gardłem. - No tak, ale przecież wysłaliśmy Panu nową - uprzejmie ripostuje pani urzędniczka bankowa. - Ale ja niczego nie dostałem. - Niemożliwe. My zawsze wysyłamy automatycznie nową. - Ale ja niczego nie dostałem. Tu spojrzała na mnie badawczo i z wyrzutem. No tak, jak mogę zarzucać jej świetnie działającej placówce niedopełnienie obowiązku. - No dobrze, pójdę sprawdzić. Poszła.
Czekam kilka minut. Oczywiście nie muszę dodawać, że nadal panuje grobowa cisza. Żadnego klienta, pani z kasy też gdzieś zniknęła. Znowu sam w wielkiej sali. Wraca urzędniczka. O rany - z pustymi rękami. Czyli pewnie porażka będzie. - U nas nic nie ma, czyli musieliśmy do pana na pewno wysłać. Nic się już nie odzywam, bo widzę, że nie ma sensu. Czekam zrezygnowany i pewien, że bez tej karty nic nie załatwię (zawód nr 6). - No trudno - mówi po chwili bogini - urzędniczka. - Pan napisze, że zaginęła. Szok pozytywny nr 1... Napisałem. Podpisałem.
I w ten to niebanalny sposób i w tych barwnych okolicznościach dołączyłem do milionów szczęśliwych ludzi, którzy nie posiadają konta bankowego w PKO SA.
Skoki na hopce
4 lata temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz