środa, 24 sierpnia 2011

Odeszłaś

Wtorek, 23 sierpnia, godzina 23.23. Przeszłaś Mamo na drugą stronę, cicho - jednym westchnieniem.

Byliśmy przy Tobie, cały czas. Było tak jak chciałaś, tak jak prosiłaś: odeszłaś w domu. Mieliśmy czuwać przy Tobie, bo od rana czułaś się coraz gorzej, coraz bardziej zbliżałaś się do tajemnej granicy między światami. Po całym dniu spędzonym z Tobą poczułam wewnętrzny głos, że mam zostać na noc i czuwać razem z Tatą. Zmieniliśmy Ci opatrunki, dałaś jeszcze radę dojść do toalety, potem ciągle szepcąc jak mantrę słowa wyrwane z różnych modlitw dałaś się ułożyć na swoim dużym łóżku w sypialni, na samym środku. Choć od rana walczyłaś nerwowo i żadna pozycja nie mogła Ci dać komfortu. Tata przytulił się do Twojego lewego boku, wziął Cię za rękę, zgasił światło. Mówił: "Zaśniemy sobie dzisiaj razem Kochana? A wiesz jak będzie fajnie - dzisiaj nasza Córeczka która, jak była mała zwykle leżała w środku, będzie z Twojej drugiej strony, tak to się pozmieniało".

Ja przyszłam do pokoju niedługo potem, w ciemnościach ulokowałam się na łóżku z Twojej prawej strony, w ciemności pogłaskałam Cię po włosach. Równy oddech śpiącego Taty, lekko świszczący Twój. Wszystko w porządku. Nagłe ciche westchnięcie. Przeciągły syk tlenu wydobywającego się z rurki. Spadła Ci z nosa? Szukam włącznika światła, nie mogę znaleźć. Ciągle syczy w ciemnościach, w desperacji świecę telefonem - rurka pod szyją, próbuję ją zakładać. Spojrzałam w Twoje oczy - nieruchome. "Tato! Tato! Odeszła???". Wprawny ruch i światło. Patrzymy na Ciebie, dotykamy. Serce ucichło, oddechu... nie ma. Patrzymy na siebie. Zatroskany szept Taty: "Odeszła Kochana". Zamknięcie powiek. Krzyżyk na czole. Pocałunek.

Przeszłaś TAM Mamo, udało Cię się, cichutko. Patrzymy na Ciebie. Twoja twarz, której połowa przez ostatnie dni zmieniła się okrutnie przez opuchliznę nagle w cudowny sposób wypiękniała, wyszlachetniała i tchnęła niezwykłym, anielskim wprost spokojem. Ukojona. Bez bólu i cierpienia, którego miałaś przez ostatnie tygodnie pod dostatkiem. Jaka jesteś piękna! Nie mogliśmy się napatrzeć. Ale już Cię tu nie ma. Krążysz gdzieś i patrzysz na nas z góry. A my pochyleni nad Tobą. Kapiące, słone łzy.
.........

Odbyłam z Tobą tę ostatnią drogę. Tylko tak mogłam Ci oddać czułość i miłość, którą mnie obdarzyłaś i których mnie nauczyłaś.
Wiem, że jesteś teraz ze mną cały czas. Słyszę co jakiś czas w uszach Twój głos "Myszeczko, nie płacz"...
Te ostatnie dni, Twoje ostatnie dni, w których brałam udział - to była lekcja życia i umierania, kolejne etapy, Twoje pożegnania, złość, wreszcie wyciszenie. Mogłam Cię trzymać za rękę, głaskać po policzku, być. To był czas trudny, ale zarazem niezwykły. To był dar. Jesteś TAM szczęśliwa, zdrowa, biegasz po niebiańskich łąkach. Proszę, daj mi tej radości, bo tu w TYM świecie, jakiś rozdział we mnie się zamknął i czuję przez to ogromną pustkę i ból. Pomożesz?

5 komentarzy:

  1. Mnie tez po przeczytaniu kapia slone lzy...i jestem pelna podziwu dla twojej mamy a szczegolnie dla Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja patrzyłem na Ciebie, Kochana i starałem się towarzyszyć Ci w tym towarzyszeniu Mamie. Patrzyłem na Was obie i widziałem dwie piękne, a przede wszystkim dzielne kobiety. Bez wątpienia masz to po Mamie. Dziękuję, Mamo!

    OdpowiedzUsuń
  3. A mi wpada do głowy cały czas to co śpiewałam Tobie kilka godzin przed śmiercią:

    "Kiedy podnieść się nie możesz
    i ogarnia cię zwątpienie,
    wtedy nie płacz, ptaku, nie płacz.
    Podnieś głowę w stronę nieba,
    uwierz skrzydłom,
    własnym skrzydłom,
    one kiedyś ci pomogą
    unieść się nad ziemię, wstać.

    Lot twój będzie tak wysoki,
    lot twój będzie tak daleki,
    ile wiary i nadziei
    własnym skrzydłom możesz dać.

    A jak będziesz w pierwszym locie,
    bliżej nieba, dalej ziemi,
    nie zapomnij tam, w przestrzeni
    nie zapomnij tam, w błękicie
    o tym małym skrawku ziemi,
    gdzie powstało twoje życie."

    ...

    I pofffrunęłaś!

    OdpowiedzUsuń
  4. Haniu mnie Twoja opowieść o odejściu Twojej mamy przyniosła ukojenie... modliłam się w sobotę o to, aby odeszła tak, aby już więcej nie cierpieć... i tej nocy z soboty na niedzielę przyszła do mnie we śnie i pożegnała się ze mną. A teraz ciągle ją widzę przed sobą i wygląda pięknie, i czuję jej opiekuńczą obecność. Twój smutek, ból i pustkę po pewnym czasie zastąpi miłość, obiecuję Ci. Julia

    OdpowiedzUsuń
  5. Maria Rudnicka26 lutego 2012 01:21

    Pani Haniu wzruszyłam się bardzo czytając ten tekst.Mam nadzieję, że odchodząc też będę otoczona tak wielką miłością.

    OdpowiedzUsuń