sobota, 21 listopada 2009

Przemijanie liści

No i nastał najwyższy czas zagrabienia tego wszystkiego, co nasz drogi dąb Emmanuel, zwany Emkiem, po raz kolejny porzucił. Gdy tylko rozdział się całkiem ze swojej sukni, na naszym trawniku utkał się samoistnie piękny, brązowy dywan. Kiedy bardziej wiało, szeleszczące suche liście wirowały i - najwyraźniej niezdecydowane - ciągle zmieniały swoje miejsce w tej misternej konstrukcji. Gdy z nieba sączył się deszcz, liście wilgotniały, stawały się wytwornie błyszczące, ciężkie i coraz mocniej przytulały się do ziemi.

A dzisiaj ja, wyposażona w grabie, wkroczyłam na poddębową arenę. I kiedy tak tworzyłam kolejny artystyczny liściowy kopiec, przez głowę przebiegła mi myśl przerażająca - że oto moje działania w sposób okrutny zakłócają wieczny odpoczynek martwych liści, które zakończyły już swoje intensywne, liściane, jednoroczne życie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz