poniedziałek, 1 listopada 2010

Spokój odchodzenia

"Życie można zrozumieć, patrząc nań tylko wstecz. Żyć jednak trzeba naprzód" /Soren Kirkegaad/

To zdanie, które przeczytam dzisiaj rano zapadło we mnie głęboko. W tym roku wędrówki cmentarne zaczęliśmy już w sobotę i przez kolejne dni spokojnie odwiedzaliśmy naszych nieobecnych. Nie dałam się zwariować szalonym tłumom przelewającym się przez cmentarne bramy i depczącym sobie po piętach w wąskich cmentarnych alejach. Oswajanie śmierci nie jest proste, jednak mogę śmiało powiedzieć, że w tym roku był to dla mnie czas na swój sposób niezwykły. Przedzierałam się przez mgłę zasnuwającą wspomnienia. Uświadomiłam sobie jak szybko zapominam usłyszane rodzinne historie. Rzadko, sprawnie i bez pomyłek, potrafię odtworzyć skomplikowane koligacje... Dlaczego jestem taka nieuważna? Kim byłabym teraz, gdyby nie takie albo inne wybory życiowe moich pradziadków? Czyż pamięć o nich i jej przekazywanie dalej nie jest formą wdzięczności wobec nich? Dlaczego nie umiem pytać tych, którzy jeszcze żyją o rzeczy podstawowe, by móc lepiej zapamiętać ich życie? Mogę zacząć od nowa, od teraz. Już zbieram pytania.
Wędrując i myśląc o przemijaniu, doznałam pewnego olśnienia. Może to banalne co napiszę, ale poczułam, z zupełnym spokojem, że tu na ziemi jestem tylko na chwilę, że dostałam szansę przeżycia niezwykłej przygody, jedynej i niepowtarzalnej. Muszę się nią cieszyć tu i teraz, radować się codziennością i potrafić się nią nieustannie zachwycać, gdyż czas tej ziemskiej misji może się skończyć w każdej chwili. Wtedy będę musiała wszystko tu zostawić i wrócić, bez żalu do prawdziwego domu... Poczułam cudowną, wewnętrzną ulgę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz