wtorek, 8 grudnia 2020

Przystanek przy krzyżu

Emilka nadal chętnie jeździ ze mną rowerem, więc nie przejmujemy się zbytnio zimnem i małym śniegiem (dziś). Ubieramy się tylko adekwatnie i wracamy ze żłobka do domu różnymi ścieżkami, opowiadając sobie świat. Obowiązkowym punktem naszych wycieczek jest wizyta w lokalnej małej piekarni (to temat na inną opowiastkę). A po drodze zatrzymujemy się dwa, trzy razy, najchętniej w punktach jakoś charakterystycznych, żeby coś poopowiadać, napić się wody (mamy specjalny termos) i zagryźć bułką z piekarni.

Dziś zatrzymaliśmy się przy wysokim przydrożnym krzyżu z wyrazistą postacią Chrystusa, który jest zadbany i ładnie oświetlony (jeździmy po zmroku). Emilka patrzy i opowiada, jak to ma w zwyczaju:
- Jest krzyż, flaga, świeczka i takie światełka (zna wszystko, bo bywamy tu dość często).
Potem zadziera głowę do góry i dodaje:
- I Jezus.
Widzę, że wpatruje się w ukrzyżowanego, cierpiącego Jezusa z przejęciem na twarzy. I zastanawiam się, czy to już jest ten czas, gdy dziecko pyta „dlaczego”, „co mu się stało” czy „kto go tam zawiesił”? Już zaczynam się szykować do jakichś sensownych odpowiedzi, gdy Emilka kwituje:
- Ma gołe stópki.
I tu tak zwana kurtyna, która przykrywa moje tak zwane mądrości a odsłania praktyczną mądrość dziecka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz