czwartek, 21 stycznia 2016

Placki na Dzień Babci

Wpadł mi w ręce dzisiaj. Przepis na placki z jabłkami. Malutka biała karteczka, a na niej równiutkie, staranne niebieskie literki pisane ręką Babci.

Zupełnie nie pamiętam kiedy mi ją dała. Musiałam Ją zapewne o ten przepis prosić. Przyniosłam go pewnie wtedy do domu i włożyłam między inne spisane kulinarne receptury. Może to był jeden z tych wieczorów, gdy po pracy wpadałam do Babci na herbatę i pogaduchy, a Ona ugościła mnie plackami, które dzielnie smażyła specjalnie dla mnie i które razem zjadłyśmy siedząc przy drewnianym, lekko trzeszczącym stole w jej gościnnym pokoju? Smakowały mi tak, że poprosiłam ją o przepis, który wręczyła mi zapewne przy kolejnej wizycie. 
Nie ma przypadków. To miało być nasze dzisiejsze spotkanie. Ona obecna w tym równym piśmie, z jej myślami zatrzymanymi gdzieś między literami. Siedziała skupiona i powoli, starannie pisała, przelewała na papier sprawdzoną recepturę. Pozostawiała kawałek siebie. A teraz ja w kuchni, niemal siedem lat po jej odejściu, szykująca kolejne wymienione przez Nią składniki i przypominająca sobie Ją, nasz wspólny czas. Przebłyski.

Mała ja i jej cierpliwość w uczeniu mnie robienia zacierek do zupy. Pokazywała mi jak robić z ciasta w palcach malutkie kuleczki. Ja w obowiązkowym małym kuchennym fartuszku, uszytym specjalnie dla mnie przez Nią. Byłam jej częstym pomocnikiem kuchennym – profesjonalnie wyposażonym.

Babcia stojąca wieczorem w łazience, w miękkim szlafroku. Nakładała na twarz krem. Delikatnie, niespiesznie opuszkami palców wklepywała go w skórę czoła i policzków patrząc z powagą na swoje odbicie w lustrze. A potem brała jeszcze trochę i rozsmarowywała na szyi. Po czym zaczynała uderzać wierzchem dłoni w skórę podbródka, od strony dekoltu do brody, od dołu w górę. Młynek rąk, jedna po drugiej, systematycznie przez kilka chwil. W wilgotnej łazience mówiła mi bym zapamiętała jaki jest najlepszy sposób, by uchronić się przed zwisającą skórą na szyi. Kobiece sekrety powierzane wnuczce.

Usłyszałam jej słowa: przed każdą poważniejszą pracą wzywam Anioła Stróża, by mnie pilnował, czuwał nad tym, co robię i bym nie robiła głupot. On pomaga. Zatem nie mogło być szycia na maszynie czy cięcia nożyczkami jedynego kawałka materiału na zasłony czy spódnicę bez wezwania anielskiego pomocnika i jego czujnej asysty.

Dzisiaj, zanim zaczęłam mieszać składniki na placki z babcinego przepisu, też zgłosiłam się do Anioła i do Niej, by mnie przypilnowali. I tak sobie razem gotowaliśmy. Placki na Dzień Babci.

Udały się :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz