czwartek, 8 kwietnia 2010

Sen o błękicie nieba

Miałem sen. To było którejś nocy spędzanej pod lizbońskim niebem. Którejś nocy pod tym przepięknym błękitnym niebem, które wydawało się tak czyste i przejrzyste, jakby człowiek miał stamtąd odrobinę bliżej do niebios...

Oto nagle patrzę w dół - mocno pochylając głowę, przyciskając brodę do piersi - i bardzo blisko mnie widzę twarz. Rozpoznaję od razu i mówię głośno: - To jest Pan! Tak, to była twarz Chrystusa. Jednak nie był to któryś ze znanych powszechnie wizerunków. Nie była to twarz Jezusa zapamiętana dobrze z ikon czy obrazów sakralnych. Żaden Rublow, żaden Chmielowski, ani Caravaggio czy Zurbaran, nawet nie wizerunek Jezusa miłosiernego z obrazu namalowanego według wizji Faustyny. A jednak wiem to bez wątpienia - to była twarz Jezusa.

I wtedy oblewa mnie potok szczęścia. Świadomość, że jestem blisko Boga daje mi tak niewyobrażalną błogość, iż nie da się tego uczucia porównać z żadnym innym ziemskim wrażeniem. Odczuwam to bardzo mocno. Pamiętam wyraźnie swoją myśl ze snu: jakże dobrze jest być przy Panu. I pragnę, żeby tak już zostało. Chcę już na zawsze być tak niesamowicie szczęśliwy.

Nagle przychodzą do mnie myśli jakby z pogranicza snu i jawy. Zaczynam logicznie rozważać: czyli ja już jestem w niebie? Dobrze mi tu i chciałbym zostać. Ale co się ze mną stało? Jak umarłem? Nic nie pamiętam. Czy miałem jakiś wypadek? A skoro ja jestem tu w niebie, to co stało się z Hanią? A właściwie to może ja tylko śnię? Ale wcale nie chcę, żeby to był sen, bo jest mi tak dobrze, że za nic w świecie nie chcę opuszczać tego stanu. No ale muszę jakoś sprawdzić, czy to sen, czy naprawdę jestem w niebie. Muszę spróbować się obudzić - myślę. - Jeśli mi się uda obudzić, to znaczy, że to tylko sen. A jeśli się nie obudzę, to znaczy, że jednak jestem w niebie.

Spróbowałem więc we śnie wyjść z tego mistycznego snu, czując się jakby na granicy snu i rzeczywistości. I obudziłem się. Nadal była lizbońska noc. Hania spokojnie spała obok mnie. Na myśl o tym, że już za kilka godzin spojrzę w ten przeczysty błękit nieba, uśmiechnąłem się do siebie i ponownie zasnąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz