Fot. Piotr Czyżewski |
Najpierw była niedzielna msza. Też nie byle jaka. Proboszcz wiejskiej parafii odstąpił tego dnia ołtarz potomkowi tego, za którego chcieliśmy dziękować i za którego chcieliśmy się modlić. Wnuk godnie celebrował eucharystię za Dziadka. A my wraz z parafianami prosiliśmy o miłosierdzie i Boże łaski dla Jubilata.
Kościół parafii św. Rocha pamiętam od wczesnego dzieciństwa. Z Dziadkiem i dziś już nieżyjącą Babcią bywaliśmy tu regularnie, gdy jako małe dzieciaki – z bratem i ciotecznym rodzeństwem – spędzaliśmy beztroskie, szczęśliwe wakacyjne tygodnie w gościnnej wsi pod Pułtuskiem. Babcia słusznie została przywołana podczas tej mszy, bo wiele jej zawdzięczamy.
Kazanie było o Bożym Miłosierdziu. Solidne, dobrze przygotowane, umacniające, z nutą humoru i kapłańskim zaangażowaniem. Dziadek musiał pękać z dumy, patrząc na wnuka stojącego na ambonie kościoła, w którym sam był chrzczony, gdzie zawierał sakrament małżeństwa, gdzie chrzcił własne dzieci, wydawał córkę za mąż, gdzie widział śluby wnuków i chrzty prawnuków, i gdzie żegnał swą małżonkę. Wierzę, że Babcia była tam z nami – ta, która ze swym codziennym różańcem odmawianym przed snem z pewnością wyprosiła mnóstwo dobra dla swojej rodziny.
Była też procesja dokoła kościoła. Niby dla Pana Boga, wiadomo, ale wyszło tak trochę jakby specjalnie dla Dziadka. Szliśmy więc w wiosennym słońcu za monstrancją z Panem Jezusem i za Dziadkiem, obchodząc ze śpiewem starą świątynię otoczoną starymi lipami. Pomyślałem wtedy, ileż to razy tę liturgiczną trasę musiał przejść 90-letni parafianin, który nigdy nigdzie na dłużej nie wyjeżdżał, i który regularnie bywał na mszach. Zebrałaby się z tego pewnie ładna pielgrzymka piesza. Może do Częstochowy, a może nawet do Rzymu?
Fot. Piotr Czyżewski |
We wsi skorzystaliśmy z gościnności miejscowej remizy strażackiej. Sala, w której prawie 47 lat temu odbyło się wesele moich rodziców, dziś jest pięknie odnowiona i świetnie wyposażona. A w lokalnej Ochotniczej Straży Pożarnej już następne pokolenie naszej rodziny – kolejni wnukowie Dziadka pełnią funkcje prezesa i wiceprezesa.
Przy długim stole, u samego szczytu zasiadł Dziadek – patriarcha rodu. A dalej: córka z zięciem, 3 synów z synowymi, 3 wnuczki z mężami, 6 wnuków z żonami, 1 wnuk z narzeczoną, 1 wnuk – ksiądz i 6 prawnucząt. W sumie 36 osób najbliższej rodziny. Choć podobno do tego bogatego zestawu powinienem dodać jeszcze dwoje dzieci obecnych pod sercami młodych matek :)
Fot. Piotr Czyżewski |
Ktoś powiedział do Dziadka, że też by chciał żyć tyle co on, a może nawet dłużej. Na co usłyszał: „Dzieciaku, ty nie wiesz co mówisz”. Taka prawda. Nikt z nas nie ma zielonego pojęcia o troskach, bólach i trudach życia 90-latka. Choć w stosunkowo niezłym zdrowiu, coraz częściej powtarza, że już jest zmęczony i że będzie umierał. Życzymy mu wszyscy jak najlepiej, ale przecież wiemy, że praw natury nie da się oszukać.
Tym bardziej podczas tego naszego biesiadowania z Dziadkiem czułem wdzięczność. Mówiłem o tym w swoim toaście. Jakże szczęśliwą jesteśmy rodziną, że mamy możliwość spotkania się w takim 4-pokoleniowym gronie, że generalnie się lubimy, że czuć wzajemną życzliwość, że sobie jakoś pomagamy, że wiara i tradycje są dalej przekazywane, że jakoś nieźle nam się wiedzie, że mamy o czym ze sobą pogadać i że wzajemnie możemy sobie okazywać oraz doświadczać gościnności. To w dzisiejszym świecie naprawdę nie jest już częstym zjawiskiem.
Zatem dziękujemy Ci, kochany Dziadku, że nadal jesteś z nami i że nas tak fajnie wokół siebie zgromadziłeś. I jeszcze raz: Sto lat!
Fot. Piotr Czyżewski |
PS. Fotografie niezawodnego brata ciotecznego - Piotrka. Z tym zastrzeżeniem, że wycinałem, przycinałem, zmniejszałem ja, więc ewentualne niedoróbki niech idą na moje konto :)
Witam. Pięknie opisana uroczystość mojego Sąsiada, a zarazem wujka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.