O Wisławie Szymborskiej –
nazajutrz po jej śmierci – nie sposób pisać inaczej, jak odwołując się do jej
poezji. Otworzyłem dziś rano tomik „Dwukropek” i od razu wpadłem na ten wiersz:
Nazajutrz - bez nas
Poranek spodziewany jest chłodny
i mglisty.
Od zachodu
zaczną przemieszczać się
deszczowe chmury.
Widoczność będzie słaba.
Szosy śliskie.
Stopniowo, w ciągu dnia,
pod wpływem klina wyżowego od
północy
możliwe już lokalne
przejaśnienia.
Jednak przy wietrze silnym i
zmiennym w porywach
mogą wystąpić burze.
W nocy
rozpogodzenie prawie w całym
kraju,
tylko na południowym wschodzie
niewykluczone opady.
Temperatura znacznie się obniży,
za to ciśnienie wzrośnie.
Kolejny dzień
zapowiada się słonecznie,
chociaż tym, co ciągle żyją
przyda się jeszcze parasol.
Nawet nieźle pasuje do
dzisiejszego dnia, prawda? Chłodny poranek, śliskie szosy, temperatura znacznie
się obniży… Mamy kolejny mroźny dzień zimy (w Warszawie rano było ponad minus
dwadzieścia), bardzo słoneczny, aktualne ciśnienie to 1119 hektopaskali. Jak w
tytule wiersza – to jest właśnie to „nazajutrz bez nas”, czyli nazajutrz bez
Wisławy Szymborskiej. Nieźle to sobie wymyśliła…
Zastanawiam się nad tym parasolem
z ostatniego wersu. Po co nam – czytelnikom jej poezji – w taki dzień parasol?
Przecież sama poetka pisze, że dzień zapowiada się słonecznie. Mam tu niestety
smutne skojarzenia. „Dwukropek” został wydany w 2005 roku, czyli niedługo po
śmierci Czesława Miłosza. Łączy ich sporo – poezja, Kraków, Nobel – ale również
romans z komunizmem za młodu. Czy Szymborska pisząc ten wiersz i stawiając na
końcu ten złowieszczy parasol nie miała świeżo w głowie owej smutnej dyskusji o
pochówku Poety tuż po jego śmierci? Czy przypadkiem nie przewiduje tu, że na
nią również posypią się pośmiertne gromy ze strony „wybitnych patriotów”,
przeciwko którym trzeba będzie wyciągnąć parasol, by się ich jadem nie
ubrudzić?
Niemniej dziś, nazajutrz po jej
śmierci, wszyscy jesteśmy poetami. Wszyscy jakoś czujemy wspólnotę z tą piękną,
mądrą i dowcipną kobietą, która rozsławiła nasz kraj po wszystkich
kontynentach. Wszyscy przypominamy sobie jej wiersze, uszczypliwe limeryki,
lepieje i jakoś dobrze się z tym dziedzictwem czujemy. A jednocześnie gdzieś
głęboko opłakujemy jej odejście. Ale czy tylko to?
„Ci, którzy mają się za żywych, sądzę,
że opłakują swoich zmarłych, a tymczasem opłakują własną śmierć, własną
rzeczywistość, która przestała istnieć w świadomości tych, co odeszli” –
napisał Luigi Pirandello. Czyż tak właśnie nie jest dzisiaj? Wisława Szymborska
swoim boskim talentem wypowiadała to, czego my – nie poeci – nie potrafimy i
robiła to w taki sposób, że pod większością jej wierszy chcielibyśmy się
podpisać. Była w ten sposób „nasza” – „nasza Noblistka” mówiło się często z
dumą. A dziś rano okazało się, że ta „naszość” skończyła się. Owszem jej
wiersze zostaną, będzie zapewne tomik pośmiertnie wydany, ale jednak to nie to
samo, co żywa i niezmordowanie pisząca w swoim krakowskim mieszkaniu Poetka.
Płaczmy zatem po jej odejściu,
płaczmy nad sobą – uboższymi, czytajmy wiernie jej wiersze, chwalmy się nimi po
całym świecie, a w naszej i Jej ojczyźnie, na wszelki wypadek otwórzmy parasol.
Wiersz Nazajutrz – bez nas, z
tomu „Dwukropek”, Wydawnictwo a5, Kraków 2005.
Cytat Luigiego Pirandello - „Zeszyty Literackie” 113/2011.
Tak pięknego tekstu o Wisławie Szymborskiej nie przeczytałam w żadnej gazecie!
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję za tę miłą opinię. Pisanie tego wpisu miało w sobie coś magicznego, z innego świata. Usiadłem z tomem poezji w ręku, otworzyłem od razu na tym konkretnym wierszu (a w ogóle go nie pamiętałem, choć pewnie kiedyś czytałem) i po przeczytaniu wiersza od razu miałem cały tekst na bloga w głowie. Wystarczyło spisać...
OdpowiedzUsuń