Gdy
jakiś czas temu – wcale nie odległy - myśleliśmy nieśmiało o naszych
wakacjach i zamykaliśmy oczy, by zobaczyć gdzie się przenosimy pod
powiekami – co wiemy już, że jest najlepszym barometrem marzeń o
wypoczynku – i ja i K. czuliśmy powiew morskiego wiatru i piasek pod
stopami. Decyzja zapadła. Jedziemy nad morze.
Ileż radości może wyzwolić znalezienie się na plaży. Pobiegliśmy na nią późnym popołudniem tuż po przyjeździe. Buty i skarpetki powędrowały do plecaków, nogawki spodni podwinięte czym prędzej, by biec, biec ile sił po chłodnym już piasku prosto na brzeg, by poczuć zimny dotyk bałtyciej fali na bosej stopie. A potem by iść dalej i dalej brzegiem morza, pozwalać chłodnemu wiatrowi targać włosy, zachwycać się niebem, ciepłym, pomarańczowym światłem zachodzącego powoli słońca. Patrzeć na wędrujące razem z nami kłębiaste chmury, na czochrane dotykiem wiatru wydmowe trawy, usłyszeć nawoływanie mew. Tyle obłych kamyków pod stopami, tyle faktur piasku. Gładkie patyki wyplute przez fale. Życie plaży, życie morza, życie wydm.
O tej porze pusta plaża. Tylko my z naszym życiem przywiezionym tu, by odetchnąć, naprawić się, zatrzymać się na ten czas i w nawias wziąć całe warszawskie życie. By pobyć w tym miejscu równomiernie szumiącym, kojącym wszelkie wewnętrzne chaosy.
Biegliśmy brzegiem rozpryskując stopami morską wodę. Rozpierająca energia, nowe siły, zachwyt nad tym co dane, tak ogromna, rozpierająca wręcz wdzięczność. Piękna modlitwa.
Patrzyłam na ślady stóp które K. zostawił na piasku, biegnąc przede mną. Co chwilę porywane wielkimi kęsami przez kolejne fale - znikały.
Od razu zaczęłam pod nosem nucić piosenkę:
Przypływ, odpływ, fala za falą
Wieczną mantrę morze nuci
Przypływ, odpływ, oddech czasu
Co odeszło kiedyś wróci
Jesteś, jestem. Ślady na piasku
Trwają po nas tylko chwilę
Mijasz, mijam. Przypływ, odpływ
Tylko tyle i aż tyle
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz