niedziela, 24 lipca 2016

Krzyżówki

Wydobyłam ostatnio z szafki egzemplarz “Rozrywka. Jolki”, w którym większość zadań krzyżówkowych rozwiązywaliśmy z K. kilka lat temu, gdy kolejny dzień w czasie naszego pobytu w Tatrach za oknem lało, a góry i całe Zakopane spowijały grube, ciężkie szare chmury.

Była wersalka w zacisznym pokoju na poddaszu, leżeliśmy na niej na brzuchach, podparci na łokciach, głowa przy głowie, nachyleni nad jolkowym zadaniem. Ołówek i gumka, zgadywanie, emocje, grzebanie w szufladkach pamięci, wpisywanie kolejnych haseł i ogromna satysfakcja, gdy okazywało się, że wszystko zaczyna się układać w diagramie jak trzeba. Uzależniające rozwiązywanie jolek.

***
Pisała dobrze zatemperowanym ołówkiem, miała zawsze pod ręką temperówkę z żyletką, jakiś zapasowy ołówek i małą gumkę do ścierania. Krzyżówki typu Jolka lubiła najbardziej. Mówiła, że dają większą frajdę i lepiej ćwiczą głowę, bo trzeba wykombinować, w które miejsce wpisać odgadnięte hasła. Dlatego była wniebowzięta, gdy w sprzedaży pojawiło się wydanie “Rozrywka. Jolki”, w której były niemal tylko one.

Siedziała często przy stole w kuchni, na którym rozłożony był numer “Rozrywki”. Skupiona, czytała hasło po haśle, wodziła ołówkiem po kartce, liczyła litery, w krzyżówkowych kratkach wpisywała tabuny kształtnych, drukowanych liter układających się w kolejne słowa. Odhaczała krzyżykami już odgadnięte hasła. Nigdy nie zapisywała odgadywanych wyrazów przy hasłach, bo twierdziła, że zaburza to obraz całości i za bardzo się do nich człowiek przywiązuje, a słowo będące rozwiązaniem może być zupełnie inne.

Kombinowała, główkowała i złościła się bardzo, gdy przez błędne miejsce wpisania jakiegoś słowa nic się nie układało dalej i trzeba było ścierać, przerabiać i przestawiać. Ale po chwili irytacji wracał jej jeszcze większy zapał, że bliższa jest rozwiązania całej Jolki. Robiła wszystko by nie mieć ani jednej kratki wolnej. Cel - odgadnąć wszystkie hasła. Z upływem lat stała się specem od trudnych słów. Otoczona słownikami, poradnikami krzyżówkowiczów, miała swoje notesy - ściągi. To była jej odskocznia, jej małe zwycięstwa, sposób spędzania wolnego czasu.

To właśnie od niej - od Mamy - dostałam pierwsze krzyżówki dla dzieci. A potem, już starsza, tak bardzo lubiłam siadać obok niej w kuchni i zaglądać jej przez ramię do Jolki. Fascynował mnie ten jej świat słów, z którym się zmagała. Jaka była moja radość, gdy po raz pierwszy odgadłam jakieś hasło, którego nie wiedziała. Czułam się jakbym przeszła jakąś krzyżówkową inicjację.

***
Bywało i tak, że obok ciemnej głowy Mamy nad kuchennym stołem pochylała się jeszcze całkiem biała głowa Babci. Każda nad swoim egzemplarzem krzyżówki.  Cisza i skupienie. Herbata na stole. Skrobanie ołówków na papierze i rzucone cicho: Na 6 liter i drugie Z - wiesz może?
I te ich uśmiechy piękne, których nie zapomnę, i błyszczące oczy, i radość wpisania ostatniej litery. Dzięki nim wiem, jak to jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz