Uczestnicząc w śmierci
innych ludzi, w śmierci bliskich, sami trochę umieramy, sami stajemy się trochę
bardziej śmiertelni.
/Andrzej Stasiuk, „Grochów”, s. 37/
Mróz szczypiący w nos i policzki, skrzypiący pod nogami
śnieg, obłoczki pary wydychane z naszych ciepłych ust w zimową przestrzeń.
Ledwo odczuwalny dotyk zimowego słonecznego światła przedzierającego się przez
nagie gałęzie drzew. Dreptaliśmy noga za nogą, przecieraliśmy wąski szlak w
zasypanej śniegiem do połowy łydek alejce. Pustka. Cisza. Tylko nasza żywa
obecność zakłócająca spokój. Odrealnienie.
My stąpający środkiem alei, jak
korytarzem, po obu naszych stronach niekończące się rzędy niby-łóżek. Każde z
nich przykryte grubą, puchatą ciepłą kołdrą. Pierzyną utkaną ze śniegu,
opatulającą dokładnie to, co pod nimi. Spokojny, cichy sen zmarłych. Zimowe,
śniegowe okrycia grobów. Nawet krzyże ubrane zostały w białe czapy. Setki,
tysiące niezwykłych kołder bielejących po horyzont.
Przyszliśmy Cię odwiedzić, Babciu. Dokładnie wczoraj minęły 4
lata od Twojego odejścia. Kolejna rocznica, w którą nie chce się wierzyć.
Odnaleźliśmy Cię pod puchatą warstwą śniegu. Ogrzaliśmy płomieniem kilku
zniczy. Rozmawialiśmy o tym, że pamiętamy tamten dzień jak dzisiaj. Jakby to, co
się stało i co już nie może się odstać, było przed chwilą. Wczoraj. Zadumani nad
grobem, wpatrujący się w mroźną przestrzeń, przypominaliśmy sobie Ciebie w tych
ostatnich wspólnych godzinach na tym świecie.
A ja pod powiekami miałam jeszcze
poranny, świeży sen, w którym Cię spotkałam. Pojawiłaś się w nim zupełnie nieoczekiwanie,
zaświadczając - z uśmiechem patrząc mi w oczy i kiwając siwą głową - że owszem, było
źle, był szpital, ale przecież wszystko jest już dobrze. I teraz, w tym śnie, jesteś tu ze mną i możesz mi odpowiedzieć na pytania, na które nie znam odpowiedzi, a
które mi chodzą ostatnio po głowie. Poszukuję przecież rodzinnych opowieści, które
się gdzieś pogubiły, które się rozsypały jak zerwane korale. Zniknęły, zatarły
się przez nieuważność słuchania i przez pośpiech życia. Czas je pozbierać i
ocalić. Dziękuje Ci Babciu, że mogę na Ciebie liczyć. Musimy tylko częściej ze sobą rozmawiać... pomimo wszystko.
W Poznaniu, kochana Ciociu, też ktoś o Tobie pamięta i w tym dniu też był tam, z Tobą. Przez siedem lat, po śmierci mojej Mamy, dodawałaś mi otuchy, czytałaś moje listy, odpisywałaś, byłaś przy mnie, zastąpiłaś mi Ją w pewnym sensie. Wiedziałaś, jakie to było dla mnie ważne i starałaś się od razu odpisywać na moje, nieraz pełne pytań, listy. Bardzo mi Ciebie brakuje, podobnie jak Twojej córki, która po Twoim odejściu przejęła rolę mojego powiernika i doradcy, mimo ciężkiej choroby. Ciociu Marysiu, Haniu, bardzo mi Was brakuje. Danka
OdpowiedzUsuń