Po raz dziewiętnasty zagłębiłam się w rodzinne historie rodziny Borejków. Pochłonęłam najnowszą cześć Jeżycjady niemal jednym tchem. Tak wspaniale pojawić się znowu w ciepłych progach poznańskiego mieszkania na Roosevelta 5. Ilekroć tam wracam czuję wewnętrzną radość z tych spotkań w borejkowej kuchni przy drewnianym stole. Przysłuchuję się z uśmiechem rozmowom domowników, czekam na kolejnych niespodziewanych gości, którzy po trzeszczącej podłodze, przemieszczą się korytarzem pełnym książek, by pojawić się w oświetlonej ciepłym światłem lampy kuchni. Wspaniale uczyć się z tych spotkań czułości w postrzeganiu codzienności, zerkać w roześmiane oczy bohaterów i uczestniczyć razem z nimi w ich i moim przemijaniu. Starzejemy się razem - znamy się przecież od przynajmniej 18 lat, w których wydarzyło się tyle równoległych historii.
- Wiem, co chcesz mi powiedzieć Milu - uśmiechnął się wzruszony Ignacy Borejko. - Żebym się nie bał śmierci.
- Ja się nie boję, więc i ty się nie bój. Co się stało to się nie odstanie - jak mądrze zauważył lud.
- To nie jest bardzo krzepiące powiedzenie.
- Ależ przeciwnie.
- Stało się - i przepadło.
- Nie! - stało się, więc nie może przepaść. Coś co istniało - znika, ale to nie znaczy, że tego czegoś już nie ma. Jest! - tylko inaczej usytuowane. Już się nie odstanie, jest na zawsze.
- Jak twój złoty warkocz.
- Jak rudy Ignaś Borejko. Będzie trwał, nawet gdyby już o nim nikt nie pamiętał. Będzie wbudowany w czas.
- W którąś z warstw czasu (...) Bo jest ich nieskończenie wiele, a wszystkie razem tworzą wieczność
/M. Musierowicz, "McDusia", s.274/
A wszystkie one tworzą wiecznośc...piękne i bardzo mądre,daje do myślenia...
OdpowiedzUsuń