Jak to możliwe, że wczoraj mineło już sześć lat od momentu, kiedy o godzinie 15.00, z uśmiechami od ucha do ucha, przy dźwiękach pieśni "Oto są Baranki młode", w kościele świętego Marcina na Piwnej wędrowaliśmy do ołtarza? Ja w długiej sukni, Ty K. w brązowym garniturze. Pamiętam ten wewnętrzny spokój i radość, że to już, że zaczynamy kolejny etap naszej wspólnej, życiowej przygody.
Nawet już nie pamiętam zimna i deszczu towarzyszącego nam przez cały tamten dzień. Takie mamy ładne zdjecia z kraciastym parasolem. Ekspresowa sesja ślubna: dżdżysto-staromiejska. Ile od tamtego czasu się wydarzyło? Takie bogactwo przeżyć, miejsc, wydarzeń, spotkań. Tyle wspólnych rozmów tych zabawnych i tych trudnych. Tyle dni nieustannego uświadamiania sobie, że bycie razem, to nieustanna praca, której nie można zaniedbać.
Dziękuję Ci Meżu Kochany, za to, że ciągle masz siłę do tej naszej wspólnej pracy, do pielęgnowania naszej bliskości. Za to, że udało nam się stworzyć wspólny świat, w którym możemy wędrować i włóczyć się razem kilometrami, wierząc, że tylko ta wspólna, czasem wertepiasta i błotnista droga ma sens. Za to, że mamy świadomość, że gdy tylko się przez chwilę zaniedbamy, zagubimy naszą cichą rozmowę i bliskość w bezsensownym pędzie codzienności, to MY zaczynamy się kruszyć i psuć, a wtedy wszystko traci sens. Że wiemy, iż w takich beznadziejnych chwilach niekochania nie potrafimy się prawdziwie cieszyć niczym, bo to radość tylko połowiczna. Dziękuję Ci za to, że możemy się upominać i sprowadzać na ziemię, gdy któreś z nas się zagalopuje w jakieś odrealnione przestworza. Proszę, wędrujmy dalej. Trzymajmy się za ręce. Wiem, że oglądanie świata z czułością wspólnymi oczami jest największą i najlepszą przygodą :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz