
Dodaje tu jednak ważną rzecz. Oburzenie nie może być postawą przybieraną dla samego oburzania się, nie może być sztuką dla sztuki. Naturalną konsekwencją oburzenia musi być zaangażowanie w jakąś, choćby małą, sprawę.
Czytając ten fragment książeczki Hessela, pomyślałem o dwóch sprawach. Najpierw przypomniało mi się, że starożytni filozofowie źródła wszelkiej myśli i nauki upatrywali w ludzkim zdziwieniu. To właśnie nieustanne zadziwianie się człowiekiem, światem, całą rzeczywistością popychało myślicieli i badaczy do nowych koncepcji, odkryć, badań. I zarysowało mi się tu takie zestawienie: tak jak zdziwienie jest motorem rozwoju myśli ludzkiej, tak oburzenie może być kołem napędowym ludzkiego zaangażowania społecznego.
Pomyślałem też, że my, Polacy, bardzo pięknie potrafimy się oburzać. Jesteśmy w tym naprawdę dobrzy. Ale niestety z naszego oburzania rzadko rodzi się społeczne zaangażowanie. Raczej wieczne malkontenctwo i narzekanie. Czyli kisimy się w tym naszym oburzeniu aż ciśnienie rośnie. A to jest o tyle niebezpieczne, że każdy szarlatan czy inny populista, który w jakiś sprytny sposób będzie potrafił to wielkie polskie oburzenie skanalizować, trafi na bardzo podatny grunt i z łatwością wejdzie do Sejmu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz