Stéphane Hessel (93-letni Francuz, lewicowiec) w słynnej prawie na całą Europę książeczce - manifeście zatytułowanym „Indignez Vous!” (oburzajcie się) nawołuje młodych ludzi do oburzenia, czy wręcz do buntu. Pisze, że najgorszą z możliwych postaw jest obojętność, notoryczne powtarzanie, że i tak nic nie można zrobić, nic nie da się zmienić. Obojętność – według Hessela – sprawia, że tracimy jeden z fundamentalnych elementów, który buduje nasze człowieczeństwo – siłę oburzania się właśnie.
Dodaje tu jednak ważną rzecz. Oburzenie nie może być postawą przybieraną dla samego oburzania się, nie może być sztuką dla sztuki. Naturalną konsekwencją oburzenia musi być zaangażowanie w jakąś, choćby małą, sprawę.
Czytając ten fragment książeczki Hessela, pomyślałem o dwóch sprawach. Najpierw przypomniało mi się, że starożytni filozofowie źródła wszelkiej myśli i nauki upatrywali w ludzkim zdziwieniu. To właśnie nieustanne zadziwianie się człowiekiem, światem, całą rzeczywistością popychało myślicieli i badaczy do nowych koncepcji, odkryć, badań. I zarysowało mi się tu takie zestawienie: tak jak zdziwienie jest motorem rozwoju myśli ludzkiej, tak oburzenie może być kołem napędowym ludzkiego zaangażowania społecznego.
Pomyślałem też, że my, Polacy, bardzo pięknie potrafimy się oburzać. Jesteśmy w tym naprawdę dobrzy. Ale niestety z naszego oburzania rzadko rodzi się społeczne zaangażowanie. Raczej wieczne malkontenctwo i narzekanie. Czyli kisimy się w tym naszym oburzeniu aż ciśnienie rośnie. A to jest o tyle niebezpieczne, że każdy szarlatan czy inny populista, który w jakiś sprytny sposób będzie potrafił to wielkie polskie oburzenie skanalizować, trafi na bardzo podatny grunt i z łatwością wejdzie do Sejmu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz