Dość regularnie chodzę na długie spacery po okolicznych łąkach, łęgach i lasach. A jest tego w warszawskiej dzielnicy Nadwiśle pełno. W ostatni wtorek spacerowałem po chaszczach nad Wisłą. Te okolice są tragicznie zdewastowane przez powódź. Ale co tam, błoto i pełno połamanych drzew, idę - co to dla starego harcerza :-)
Nagle z daleka widzę kawałek łba jakiegoś sporego zwierza! Nie przeczę, serce mi zadrżało… Dokoła pustka, głucha cisza. Podchodzę niepewnie, łeb się rusza – co to może być w leśnych chaszczach nad rzeką: Łoś? Kozioł (samiec sarny)? Ki diabeł. Podchodzę parę kroków bliżej i… miga mi biało czarne cielsko krowy :-) Uffff nieźle się uśmiałem. Napięcie puściło.
Jako że bydle stało tuż przy ścieżce, spokojnie już idę do zwierzaka, który w tym momencie mnie spostrzegł i zaprzestał konsumowania liści z drzewa. Przechodzę już tuż tuż i… to nie krowa, to… byk !!! Uffff serce zadrżało mi jeszcze mocniej. Ale co zrobić, jestem już kilka metrów od niego, więc niby nic idę pewnie (tak prawie pewnie) dalej. Bestia zmierzyła mnie groźnym wzrokiem, wyłupiła wielkie oczy... ale nie ruszyła się. Przeszedłem obok niej, jakieś dwa metry… Skąd w tych bezludnych terenach byk zajadający sobie w najlepsze ostatnie zielone liście olszyn???
Skoki na hopce
4 lata temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz