środa, 30 grudnia 2015

Choinka

Zapach świerkowej żywicy, dłonie klejące się i pokłute delikatnie igiełkami. Duża choinka, sięgająca niemal do sufitu, osadzona sprawnie przez Tatę. Przesuwaliśmy ją razem, ostrożnie w centralne miejsce pokoju.  Była gotowa do ubierania.

Ozdoby zdejmowane z najwyższej półki szafy, ukryte tam przez cały rok w coraz bardziej zmieniających ze starości kolor tekturowych pudełkach. Brało się je ostrożnie do ręki, stawiało na podłodze przy choince, a potem  kolejno odkrywało pokrywki. Z taką samą radością co roku. 

Odkrywanie bombkowych skarbów. Umieszczone równo, każda w swojej przegródce, opatulone pożółkłą bibułą, unoszący się zapach starego papieru, pojedyncze suche igiełki choinkowe, które ukryły się nie wiadomo jak rok temu w zakamarkach pudełek. Drobinki błyszczącego brokatu, który odpadł ze szklanych, krągłych ciał. 

W jednym z pudełek były misternie plecione papierowe gwiazdki wykonane ręką cioci Basi. Białe, żółte, czerwone, różnych wielkości. Potrafiła je zrobić nawet z wąziutkiej wstążki, niemal z zamkniętymi oczami. Uczyła nas tej sztuki, dwie małe, niecierpliwe istoty, którym papierowe paski plątały się w małych palcach, a ona z czułością nam pomagała, ratując wydawałoby się beznadziejne gwiazdkowe przypadki.

Były i lampki misternie nawinięte na starą złożoną na pół gazetę. Cała bateria choinkowych ozdób wyjmowana raz w roku w wigilijny poranek była dla mnie przez wiele lat, przez które mieszkałam w rodzinnym domu, taką przesyłką z przeszłości. Wszystko miało swoją historię. Mama mówiła, że niektóre bombki pamięta jeszcze z dzieciństwa. Skrzętnie przechowywane, tracące nieco swoje kolory i blask, ale nieustannie piękne bo otoczone wspomnieniami, dotykami rosnących dłoni, pamiętające także tych, których już nie ma. Takie pokoleniowe dziedzictwo patrzące na rodzinny świat co roku w okresie Bożego Narodzenia.

Kiedyś na choinkowych gałązkach były rozkładane kłaczki waty, niby śnieg, były też półprzezroczyste „włosy anielskie” albo zrobione przez nas papierowe kolorowe łańcuchy, składające się z kółeczek sklejonych z paseczków kolorowego papieru.

Tata oplatał choinkę lampkami, a my z siostrą zabierałyśmy się za jej ubieranie. Mama, krzątająca się w kuchni i zerkająca co jakiś czas do dużego pokoju, pełniła rolę doradcy wskazującego z fachową miną miejsca, w które trzeba coś dowiesić, bo jest zdecydowanie za łyso albo za bardzo jednobarwnie.

Gdy w tegoroczne Święta zerkałam sobie na choinkę w rodzinnym domu, przypomniał mi się czas, którego nie ma i który już nie wróci. Zbyt wiele się zmieniło. Zbyt duża lista nieobecnych. Jednak wśród zielonych gałązek odnalazłam bez problemu te najstarsze bombki i papierowe gwiazdki. Patrzyły na mnie uważnie. Otworzyły świąteczną bramę do wspomnień.