W ramach wakacyjnych lektur przeczytałem tego lata po raz wtóry „Smugę cienia” Josepha Conrada. Miejsce czytania było wręcz idealne – na plaży, w turystycznym fotelu zwróconym w stronę morza. Wystarczyło podnieść wzrok, by trafić na bałtycki horyzont. No i szum fal jako akompaniament. Nic, tylko czytać Conrada.
Jak to zwykle bywa przy kolejnej lekturze, natrafiłem na sprawy, o których wcześniej nie myślałem. Konkretnie na dwie sprawy, obydwie związane z tytułem książki.
Pierwsza. Dlaczego współcześnie coraz częściej spotyka się wykorzystanie frazy „smuga cienia” na określenie wchodzenia w starość? Przecież jest to całkowicie niezgodne z zamysłem jej konstruktora. Już na początku tej krótkiej powieści czytamy: „Postępujesz naprzód, a twoim śladem nieodstępnie i niepostrzeżenie posuwa się czas. Aż przychodzi chwila, w której spostrzegasz przed sobą smugę cienia ostrzegającą cię, że dzień pierwszej młodości dobiegł już końca”. Tę samą myśl potwierdza autor w swoim słowie wstępnym: „Pierwotnie celem tego utworu było przedstawienie pewnych faktów, które z pewnością były związane ze zmianami zachodzącymi w człowieku, kiedy młodość, beztroska i żarliwa, przekształca się w bardziej świadomą i dojmującą fazę dojrzalszego życia”.
Wniosek jest oczywisty: smuga cienia z całą pewnością nie ma nic wspólnego ze starością. Jest procesem wychodzenia z beztroskiej młodości i dojrzewania do życia odpowiedzialnego. W powieści bohater, młody oficer, po raz pierwszy otrzymuje pod swoje dowództwo statek i jego załogę. To, co będzie mu dane przejść, przeprowadzi go też przez tytułową smugę cienia.
I tu dochodzimy do sprawy drugiej. Zwróciłem na nią uwagę dopiero wtedy, gdy zauważyłem, że oryginalny angielski tytuł książki brzmi The Shadow Line. Słowo line – linia ma tu kolosalne znaczenie, bo czytelnik od razu skojarzy je z linią równoleżnika 8° 20′ N, której statek z niejasnych przyczyn nie może przekroczyć (więcej nie zdradzę, żeby nie psuć frajdy tym, którzy sięgną po powieść po raz pierwszy). A więc tytuł oryginalny jest wieloznaczny i głębszy. Polskie tłumaczenie Anieli Zagórskiej (autoryzowane przez pisarza) tego już nie ma.
Przeczytałem „Smugę cienia” z wielką przyjemnością. Jednym tchem, jak to się mówi. Ileż przestrzeni jest w tym Conradowskim pisaniu, ileż tajemnicy, ileż człowieka! Zakończyłem lekturę, patrząc w odległy morski widnokrąg i konstatując, że swoją smugę cienia już chyba raczej mam za sobą…