środa, 27 stycznia 2010

Babcia

Dokładnie rok temu odeszła. Zgon - 27 stycznia, godzina 22.50. Nie wiem zupełnie kiedy ten czas minął. Dla mnie Ona cały czas jest. Łapałam się wielokrotnie przez ten okrągły rok na tym, że wybierałam się do niej na niespodziankową herbatę i pogaduchy o wszystkim... Tyle raz tak do niej wpadałam, zawsze witała mnie z radością, nieraz cudownie zakłopotana, gdy zjawiałam się wieczorem i zastawałam ją w różowej podomce i lokówkach. O tyle rzeczy chciałbym ją jeszcze zapytać. Rok temu wieczorem wszyscy byliśmy przy niej, gdy w pokoju, na podłodze sanitariusze ją reanimowali. Odchodziła patrząc na nas, mam nadzieję, że nasza obecność, czułość i miłość w spojrzeniach, które widziała do ostatniej chwili dodawała jej otuchy... A może widziała raczej nasze przerażenie i wypisaną na naszych twarzach świadomość, że jesteśmy całkiem bezradni wobec tej siły, która ją właśnie zabierała?Jak czuje się śmierć? Reanimacja, intubacja, defibrylacja, kolejne zastrzyki, długa, nieznikająca, ciągnąca się w nieskończoność pozioma kreska na monitorze EKG. Cisza, czekanie, agonia... Głaskałam ją cały czas po głowie i czułam jej obecność, ale nie w ciele, które coraz zimniejsze wydawało się tylko jakimś porzuconym przebraniem, była gdzieś obok, nad nami...
Babciu! Wiem, że czułaś, iż nadchodzi ten czas, wierzę, że byłaś spokojna i pogodzona z tym co się dzieje. Odeszłaś we wtorek. A jeszcze chwilę wcześniej - od piątku do niedzieli byłaś u nas w domu. Spędziliśmy z Tobą cudowny weekend, który teraz to wiem, był najpiękniejszym pożegnaniem. Pomagałam Ci się myć, robiłam manicure, suszyłam włosy. Wklepując w swoje ciągle gładkie policzki krem, zerkałaś w małe lusterko i krzywiłaś się mówiąc "Ale jestem stara baba". Rano, wyspani, w szlafrokach zasiedliśmy do naszego okrągłego stołu i jedliśmy powolne śniadanie. Taka byłaś radosna, że można siedzieć przy stole w szlafroku, rozmawiać, nigdzie się nie spieszyć, że jest tak inaczej niż zwykle. Pytałaś nas, czy zastanawialiśmy się może kiedyś, co się będzie działo po śmierci, czy od razu się idzie do nieba?No i jak może wyglądać to niebo? Jakie są teorie teologiczne w tej kwestii? Zabraliśmy Cię na spacer po okolicy, mamy z niego, ostatnie jak się okazało wspólne zdjęcie. Po powrocie do domu zrobiłam ciepłe kakao na rozgrzewkę. Pamiętam Twoje radosne oczy - oczy lubiącego czekoladę i wszelkie słodkości łakomczucha, zachwyconego tym, że pije coś o czym zapomniał, że jest przecież takie dobre i przez to nie pil od dawna. "Babcia gapcia" - tak o sobie mówilaś. Słuchaliśmy wspólnie muzyki, czytaliśmy Ci na głos, bo bolały Cię oczy, robiliśmy na nie okłady z rumianku, który jeszcze stoi w słoiku na półce w kuchni... Dużo się modliłaś, byłaś wyciszona. A w niedzielę pojechaliśmy z Tobą na Służew do oo. Dominikanów na mszę, chciałaś pójść do spowiedzi - i poszłaś, przyjęłaś też Eucharystię. Promieniałaś! Pięknie było na Ciebie patrzeć. Dziękowałaś nam wieczorem z całego serca za ten wspólny, weekendnowy czas. Zostaliśmy przez Ciebie mocno wyściskani, czuję ten uścisk jeszcze teraz. Wiem, że byłaś szczęśliwa.
Dokładnie rok temu, w ostatnim Twoim dniu tu na ziemi, kupiłam zupełnie przypadkiem kwitnącego storczyka. Byłam już przy kasie, gdy zadzwoniła Mama z wiadomością, że z Tobą jest źle i czekacie na karetkę. Storczyk razem z nami gnał do Ciebie na łeb na szyję. Miał być dla kogoś prezentem, ale został ze mną, nie potrafiłam go oddać, stał się symbolem. Po Twoim pogrzebie bardzo szybko opadły z niego kwiaty. Odliczał po swojemu czas i właśnie w tym tygodniu, w rocznicę Twojego odejścia, dokładnie po roku odpoczynku pieknie zakwitł! Uśmiecham się patrząc na niego. Uwielbiałaś storczyki. Miałaś w domu jednego, który mimo wszystkich Twoich czułych zabiegów nie chciał nigdy drugi raz zakwitnąć. Babciu, ale teraz się udało! Widzisz, to jest Twój kwiat! Wiem, że się razem ze mną uśmiechasz.

1 komentarz:

  1. ol:) pisze
    ..no i nie zapominajmy, że storczyk jest w Twoim Babciu ulubionym kolorze - fiolecie:)

    OdpowiedzUsuń