poniedziałek, 31 lipca 2017

Można


Wymarzyliśmy sobie siebie nad morzem. Takie wakacje bałtyckie. Wiemy już, że rzuceni w tłok i gwar nadmorskiej miejscowości w pełni sezonu potrafimy odnaleźć sobie w nim swoje ścieżki prowadzące nas do wyciszenia i spokoju. Warunek jest jeden - zaakceptowanie każdego dnia z bogactwem aury, który on ze sobą niesie, a co za tym idzie zapomnienie o nadmorskim ideale wakacji pełnych błękitnego nieba, ciepła i słońca każdego dnia. Bez tego można się zasmucić, zapłakać i z jednym wielkim rozczarowaniem dotrwać do końca cennego urlopu.

Można iść nad morze w całkiem szary dzień, w którym niebo od samego rana jest zasnute po horyzont grubym kocem utkanym z chmur, schować do plecaka buty, podwinąć nogawki spodni i maszerować boso wzdłuż brzegu, pod stopami czuć różne faktury piasku, chłód morskich fal. Wiatr targający włosy, uspokajający szum. A potem śledzić pojawiające się gdzieniegdzie nagle na niebie niebieskie łatki jak okienka do ponadchmurnego świata, w którym mieszka słońce.


Można w piękne, słoneczne przedpołudnie przedrzeć się przez natłok i ścisk ludzkich ciał i kolorowych parawanów okupujących główne wejścia nad plażę; uciec dalej w pustkę plaży, rozłożyć się wygodnie, zadomowić, leżeć na plecach i patrzeć co jakiś czas na ten błękit nad głową, na białe chmurki pojawiające się to tu to tam, wyciszać chaos myśli. Popadać w stan błogi, z którego nagle wytrącają zimne pojedyncze krople dotykające wystawionej zza daszek półnamiotu nogi, padające coraz intensywniej, żłobiące w piasku miliony wgłębień. I można się zadziwić widząc nad głową niknące słońce zasłaniane jak jakaś kotarą warstwą ciemnoszarych chmur, które pojawiły się nie wiadomo skąd. Wdychać zapach letniego deszczu. Można skulić się pod daszkiem, czy w namiocie czekając, aż deszcz przejdzie, zatopić się w dobrej książce i co jakiś czas zerkać z ciekawością nie tracąc nadziei na to co będzie się działo na niebie. Na walkę wiatru i chmur. Przepychanki. I tak bardzo ucieszyć się, gdy wygra wiatr i przegna wał deszczowych chmur i w prezencie podaruje wszystkim znowu błękit i promienie słońca. Wszystko jest możliwe. A wtedy jeden dzień jakby się cudownie rozmnażał i zyskiwał drugi wschód słońca.

Może też okazać się, że mimo szarości i deszczu na koniec dnia będzie nad linią horyzontu czerwono-różowy zachód słońca.



Można zachwycać się oglądając kształty chmur. Mnie rozczulają zawsze pierzaste obłoczki, jak wata cukrowa, czy bita śmietana - takie na wyciągnięcie ręki. Można się z nimi ścigać biegnąc brzegiem morza. Bose stopy rozbryzgujące wodę, tyle faktur piasku, obłe kamyki, różne temperatury powietrza dotykającego spoconą skórę, wyrównywanie oddechu i taka czysta, niczym nieskrępowana radość i wdzięczność, że mogę tu być.