środa, 21 kwietnia 2010

Dyskryminacja mężczyzn - na przecenach

Hasło reklamowe umieszczone na ulotce jednej z wiodących firm odzieżowych: Tylko do 15 kwietnia wszystkie swetry Damskie - 49.90 MĘSKIE - 69.90. I gdzie tu równouprawnienie? Zaczynam zastanawiać się nad założeniem partii hoministycznej... Tak, tak - w opozycji do feministycznej. Feministki, rzecz jasna, mają swoje racje, ale nie przeszkadza to temu, bym i ja miał swoje. Otóż oficjalnie sprzeciwiam się dyskryminacji mężczyzn przez sklepy z ubraniami. Wystarczy wejść do byle jakiego sklepu, gdzie akurat są przeceny i porównać skalę przecen dla kobiet i mężczyzn. Efekt zawsze jest taki sam - dla mężczyzn przecen albo nie ma w ogóle, albo są dużo mniejsze od tych dla kobiet.

Tak, tak, znam wytłumaczenie ekonomiczne - mężczyźni kupują mniej ubrań, zatem mniej się ich szyje, a zatem koszt wyprodukowania jednostkowej sztuki odzieżowej męskiej jest wyższy od damskiej. Ale tu przypominam, że argument ekonomiczny podnoszony na przykład przez pracodawców zatrudniających więcej mężczyzn niż kobiet, jest mocno oprotestowany jako nierówność i niesprawiedliwość na tle płciowym. Pracodawcy też mają ekonomiczny argument - mężczyzna nie zachodzi w ciążę i nie chodzi na urlopy wychowawcze czy macierzyńskie, zatem więcej mamy go w pracy, a zatem mniej nas w efekcie kosztuje i jest wydajniejszy. Ekonomiczna prawda? Prawda. Ale czy sprawiedliwość?

No więc, czy dyskryminowanie mężczyzn w przecenach ubraniowych jest sprawiedliwe?

sobota, 10 kwietnia 2010

10 kwietnia 2010...

"Nie próbuj zrozumieć tego, czego nie da się zrozumieć. Aby znieść ciężar tego świata, trzeba zrezygnować ze zrozumienia tego co ciebie przekracza (...) Kochaj innych, tych, którzy Ci zostali i mów im to. Nie zwlekaj. To jedyna rzecz, której śmierć może nas nauczyć: że nie ma nic pilniejszego niż miłość".
/Eric Emmanuel Schmitt/

czwartek, 8 kwietnia 2010

Sen o błękicie nieba

Miałem sen. To było którejś nocy spędzanej pod lizbońskim niebem. Którejś nocy pod tym przepięknym błękitnym niebem, które wydawało się tak czyste i przejrzyste, jakby człowiek miał stamtąd odrobinę bliżej do niebios...

Oto nagle patrzę w dół - mocno pochylając głowę, przyciskając brodę do piersi - i bardzo blisko mnie widzę twarz. Rozpoznaję od razu i mówię głośno: - To jest Pan! Tak, to była twarz Chrystusa. Jednak nie był to któryś ze znanych powszechnie wizerunków. Nie była to twarz Jezusa zapamiętana dobrze z ikon czy obrazów sakralnych. Żaden Rublow, żaden Chmielowski, ani Caravaggio czy Zurbaran, nawet nie wizerunek Jezusa miłosiernego z obrazu namalowanego według wizji Faustyny. A jednak wiem to bez wątpienia - to była twarz Jezusa.

I wtedy oblewa mnie potok szczęścia. Świadomość, że jestem blisko Boga daje mi tak niewyobrażalną błogość, iż nie da się tego uczucia porównać z żadnym innym ziemskim wrażeniem. Odczuwam to bardzo mocno. Pamiętam wyraźnie swoją myśl ze snu: jakże dobrze jest być przy Panu. I pragnę, żeby tak już zostało. Chcę już na zawsze być tak niesamowicie szczęśliwy.

Nagle przychodzą do mnie myśli jakby z pogranicza snu i jawy. Zaczynam logicznie rozważać: czyli ja już jestem w niebie? Dobrze mi tu i chciałbym zostać. Ale co się ze mną stało? Jak umarłem? Nic nie pamiętam. Czy miałem jakiś wypadek? A skoro ja jestem tu w niebie, to co stało się z Hanią? A właściwie to może ja tylko śnię? Ale wcale nie chcę, żeby to był sen, bo jest mi tak dobrze, że za nic w świecie nie chcę opuszczać tego stanu. No ale muszę jakoś sprawdzić, czy to sen, czy naprawdę jestem w niebie. Muszę spróbować się obudzić - myślę. - Jeśli mi się uda obudzić, to znaczy, że to tylko sen. A jeśli się nie obudzę, to znaczy, że jednak jestem w niebie.

Spróbowałem więc we śnie wyjść z tego mistycznego snu, czując się jakby na granicy snu i rzeczywistości. I obudziłem się. Nadal była lizbońska noc. Hania spokojnie spała obok mnie. Na myśl o tym, że już za kilka godzin spojrzę w ten przeczysty błękit nieba, uśmiechnąłem się do siebie i ponownie zasnąłem.

wtorek, 6 kwietnia 2010

Kafelkowy nałóg

W Lizbonie nie potrafiłam minąć obojętnie kafelków - azulejos, które pojawiają się w różnych miejscach miasta. W czasie naszej lizbońskiej wędrówki śledziłam z przyjemnością każdy ich ślad, tropiłam nowe wzory i kolory. To był taki mój kafelkowy, wyjazdowy nałóg. Momentami biegałam jak szalona z aparatem i chciałam ich mieć uwiecznionych ciągle więcej i więcej. Nie mogłam się po prostu oprzeć ich jakże prostemu urokowi. Kafelki te ozdabiają fasady budynków, klatki schodowe, kościoły, tarasy czy nawet ściany lizbońskiego metra. Pojawiają się nagle, przyciągają wzrok.

Umiejętność produkowania tych ceramicznych płytek przybyła do Portugalii razem z Maurami. Termin azulejo pochodzi od arabskiego al-zulaycha, co oznacza "mały kamyk" i odnosił się najpewniej do malutkich kafelków, czy kamyczków będących składnikami tradycyjnych mozaiek. Pierwsze azulejos, które ozdobiły niemauretaństkie budowle w Portugalii pojawiły się w XIII wieku, a sztuka ich układania i produkcji rozkwitła na dobre w XVI wieku wraz ze stylem hiszpańsko-manuelińskim. To król Manuel I zapoczątkował podobno modę na zdobienie ścian ceramicznymi, malowanymi, szkliwionymi płytkami - zgodził się na wykorzystanie takiego elementu wystroju wnętrza w Palacio National w Sintrze. Początkowo z kafli powstawały obrazy o tematyce religijnej, ale wraz z ekspansją kolonialną Portugalii zaczęły pojawiać się także motywy egzotyczne czy sceny rodzajowe. W XVII wieku popularne stały się azulejos w tonacji biało-błękitnej, inspirowane kaflami holenderskimi i chińską ceramiką z czasów dynastii Ming. Po trzęsieniu ziemi, które zniszczyło Lizbonę w 1755 roku odżyła moda na kafle, którymi wykładano całe fasady odbudowywanych budynków, oprócz funkcji dekoracyjnej miały chronić elewacje przed wiatrem i deszczem. Wzory kafli zmieniały się wraz z modą, pojawiały się ich nowe kolory i nowe kompozycje, które do dzisiaj cieszą oko takich kafelkowych nałogowców jak ja.

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Katyń

Pomiędzy wrześniem a grudniem 1939 roku Armia Czerwona aresztowała kilkadziesiąt tysięcy polskich "jeńców wojennych". Część z nich przetrzymywano w najróżniejszych więzieniach, a większość zamknięto w trzech obozach specjalnych NKWD - w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku. Łącznie prawie 15 tyś. uwięzionych w obozach. Z tej liczby połowę stanowili oficerowie, a w drugiej połowie znaleźli się cywile: urzędnicy, policjanci, celnicy, sędziowie, prokuratorzy, nauczyciele, lekarze, inżynierowie, dziennikarze, profesorowie...

5 marca 1940 Stalin osobiście wydał rozkaz. W okresie od kwietnia do maja 1940 funkcjonariusze NKWD na terenie Lasu Katyńskiego zamordowali strzałem w tył głowy 14 522 polskich jeńców z trzech obozów. W tym samym czasie w licznych więzieniach Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy zginęło dodatkowo 7305 polskich więźniów. Łącznie prawie 22 tysiące ludzi.

Józef Wissarionowicz Dżugaszwili Stalin zmarł 5 marca 1953 roku. Dokładnie 13 lat po wydaniu wyroku śmierci na Polaków.

sobota, 3 kwietnia 2010

Życzenia na Wielkanoc 2010

Święta Wielkanocne to święta życia - Życia, które po śmierci na krzyżu cudownie powstaje w odmienionej, lepszej postaci.

Życzymy Wam (i sobie samym) wiary w to, że nasze życie może być coraz lepsze, może się poprawiać, odmieniać i być cudownie przemienianym.

czwartek, 1 kwietnia 2010

Na Wielki Czwartek

Jezus umywa nogi swoim uczniom
Autor: Julius Schnorr von Carolsfeld

"Jeśli tedy Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem nogi wasze, i wy winniście sobie nawzajem umywać nogi. Albowiem dałem wam przykład, byście i wy czynili, jak Ja wam uczyniłem"
J 13, 14-15

Beethovenowski motyw losu

Beethoven na pytanie, jak interpretować słynny czteronutowy motyw otwierający V symfonię i przewijający się przez wszystkie jej części, miał rzekomo odpowiedzieć: Tak oto Los puka do drzwi. Motyw ten zwany jest z tego powodu "motywem losu".

V symfonia Beethovena - słuchana na żywo w warszawskiej filharmonii - przeszywa pięknem i doskonałością. Jak to możliwe, że człowiek potrafi stworzyć coś tak cudownego?

Beethoven gdy zaczął tracić słuch, pomyślał o samobójstwie. Jednak odrzucił tę myśl, wziął się do roboty i napisał m.in. dziewięć wielkich symfonii... Przyjął na siebie los muzycznego geniusza.