niedziela, 25 grudnia 2011

Okruchy boskości


Świętować narodzenie Boga w Betlejemskiej stajence to także świętować fakt, iż ten odległy Bóg nagle stał się tak bliski, wręcz na wyciągnięcie ręki. 

Obyśmy w nadchodzącym 2012 roku potrafili dostrzegać okruchy tej boskości, które porozsiewane są tuż obok nas, w codziennych wydarzeniach i w spotykanych ludziach. 

Dobrych spokojnych i ciepłych Świąt Bożego Narodzenia oraz Szczęśliwego Nowego Roku 2012!

Konrad i Hania

sobota, 17 grudnia 2011

Życie liczone Romana Opałki

W paryskim Centrum Pompidou, czyli w Narodowym Muzeum Sztuki Nowoczesnej, nie znajdziemy wielu polskich akcentów. Ale jest jeden istotny - trzy płótna Romana Opałki. Ten jeden z najbardziej znanych na świecie polskich artystów współczesnych zmarł w sierpniu tego roku w Rzymie, tuż przed swymi 80 urodzinami.

Gdy w 2003 roku znalazłem się w małym francuskim miasteczku nad Morzem Śródziemnym, miałem okazję poznać młodego miejscowego artystę. Julien o Polsce nie wiedział praktycznie nic, ale znał i podziwiał jednego polskiego artystę. Był nim właśnie Roman Opałka. A ponieważ znałem już wtedy prace Opałki z pewnej wystawy w warszawskiej Zachęcie, mieliśmy świetny temat do konwersacji. Pamiętam dobrze, że rozpierała mnie duma, gdy ten młody adept francuskiej sztuki nowoczesnej z tak wielkim szacunkiem mówił o polskim malarzu.

Przypomniałem sobie tę historię podczas niedawnej wizyty w Centrum Pompidou, gdy zupełnie przypadkowo natknąłem się na płótna Opałki ze słynnej serii "Obrazy liczone". Zaczął je malować już w roku 1965 i zaplanował, że będzie to praca na resztę jego życia. Tak się też stało. Zawsze ten sam rozmiar i zawsze białą farbą równiutko malowane cyfry kolejnych liczb. Tło początkowo było czarne, ale w każdym kolejnym obrazie dodawał 1 procent bieli, tak że z upływem lat zmieniało się w ciemno szare, szare i coraz bledsze. W zamyśle twórcy ostatnie płótno miało mieć idealnie białe tło, a namalowane na nim również białą farbą liczby, miały pozostać niewidoczne. Całość koncepcji nazwał "Opałka 1965/ od 1 do nieskończoności".

A to wszystko po to, by w tej niezwykłej koncepcji artystycznej po prostu odliczać czas swojego życia, oswajać smutek przemijania, każdą chwilę odznaczać symbolem kolejnej liczby i tak aż do końca. Podobno doszedł do liczby 5 590 000. Podobno też marzył, by doczekać magicznego nagromadzenia siódemek 7 777 777, ale nie udało się. 

Jednak "Obrazy liczone" to nie wszystko. Oprócz nich Opałka nagrywał swój spokojny głos, który zwolna czyta własne płótna, czyli po prostu liczy, odlicza kolejne chwile swego życia. A dopełnieniem dzieła były zdjęcia - autoportrety, które dołączał zwykle do danego obrazu, by udokumentować proces starzenia - wizualny efekt odliczanych chwil. Tak wyglądała spójna całość jego dzieła: obrazy, głos i zdjęcia. I tak wyglądała też ekspozycja w Zachęcie w latach 90-tych. Niestety paryskie Pompidou prezentuje jedynie same płótna, spłycając w ten sposób zamysł artysty.

Niby niepozorna praca polskiego malarza została bardzo wysoko oceniona przez krytyków i kolekcjonerów. Na aukcji w 2010 roku za 3 obrazy Opałki zapłacono ponad 700 tys. funtów angielskich.

niedziela, 11 grudnia 2011

Pakowanie życia

Ciągle się oswajam, że Cię Mamusiu nie ma tu z nami. Gdy się wpadnie w wir pracy czy wyjazdów jest prościej, ale potem szybko można być sprowadzonym na smutną i bolesną ziemię. Tak jak wczoraj. Trzeba próbować zaczynać nowe życie porządkując Twoje rzeczy, które nie są już Ci potrzebne. Zapakować i oddać Twoje ubrania w większości za małe na Twoje wyrośnięte córki. Pamiętam jak mówiłaś o tym, że będziemy znajdowały skarby przy tych porządkach. Słyszałam wczoraj w głowie te Twoje słowa.

Tak trudno jest pakować życie do kolejnych toreb. Ubrania, które pamiętam na Tobie, które kojarzą się nieraz z konkretnymi wydarzeniami: w tej bluzce z błyszczącymi, srebrnymi cekinami pojawiłaś się kiedyś na naszej rodzinnej imprezie Sylwestrowej ku zaskoczeniu wszystkich obecnych - Postanowiłam być odważna!- tak powiedziałaś z zakłopotaniem patrząc w nasze okrągłe ze zdumienia oczy.

Jakże trudne jest zaglądanie do kieszeni, w których już nigdy nie będziesz trzymała małej dłoni. Oto znaleziska: kasztan, krótkie końcówki ołówków, bo przecież nigdy nie wiadomo czy nie trzeba będzie czegoś zanotować, stare listy zakupów - do kupienia ciągle są oliwki, chleb, margaryna i siemię lniane- równe literki napisane Twoją ręką, kilka monet - złotówki do wózka w sklepie?, pomadka do ust, stare chusteczki - niektóre pogniecione i może noszące ślady Twoich wyschniętych łez? Patrząc na to wydawało mi się, że za chwilę będziesz się wybierała na spacer albo zakupy. A już nie pójdziesz. Swoją drogą ciekawe czy w niebie są supermarkety?

Kazałaś nam nie mieć sentymentów i wyrzucać, oddawać wszystko to z czym Ty nie potrafiłaś się sama rozstać. Zakurzona torba cienkich rajstop czekających na zacerowanie, plastykowa torebka ze skrawkami materiałów po skracanych spodniach, jakieś bluzki Babci, które po jej śmierci zostały i zamieszkały w Twojej szafie. A czy kiedyś będziesz kończyła jeszcze robione na drutach czapki i swetry? Z wewnętrznym bólem otwierałam kolejne zakamuflowane w stojącej w przedpokoju szafie torby i torebeczki. Czułam się jak w kopalni prowadzącej wgłąb do przeszłości. Trzymałam w ręku druty, a na nich napoczęty ściągacz swetra, na kolejnych zaczęty szalik albo prawie ukończona czapka. Pożółkłe kartki w kratkę z pieczołowicie zaznaczonymi krzyżykami i oczkami: lewe, prawe, lewe, prawe... Nie mogę sobie tylko przypomnieć kiedy ostatni raz trzymałaś w ręku takie druty... Miałaś pewnie nadzieję, że kiedyś to wszystko dokończysz. Ale nie ma już tego kiedyś. Ja ze łzami w oczach zdejmowałam z drutów zaczęte kiedyś przez Ciebie dzieła, by je pogrzebać w wiecznym niedokończeniu...

Myślałam, że jestem silniejsza, a po tym dniu porządków, dotykania Twojej obecności, pakowania Twojego życia rozpadłam się zupełnie. Gorące łzy lecą mi po policzkach, w środku ściska mnie coś mocno i nie chce puścić. Mam ochotę krzyczeć, choć wiem, że to nie sprawi, że wrócisz. Tęsknię za Tobą okrutnie. A zostało jeszcze tyle do zapakowania.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Muzeum Jacquemart-André w Paryżu

Oglądając w Paryżu ciekawą wystawę zatytułowaną "Fra Angelico i mistrzowie światła", przy okazji zwiedziliśmy Muzeum Jacquemart-André, w którym kolekcja florenckich mistrzów była prezentowana. Okazało się, że pochodzący z rodziny bogatych protestanckich bankierów Édouard André wraz ze swą żoną malarką Nélie Jacquemart zgromadzili niezwykle pokaźną kolekcję, a w niej znajduje się kilka prawdziwych perełek malarskich. 

Najpierw Rembrandt i jego "Wieczerza w Emaus" (ok. 1628). Jak to u Rembrandta - piękna gra światłem, którego źródła nie widzimy. Potem Andrea Mantegna "Ecce Homo", Sandro Botticelli "Ucieczka do Egiptu", Paolo Uccello "Św. Jerzy ze smokiem" i sporo innych arcydzieł.

A wszystko to w otoczeniu pięknie urządzonych apartamentów w pałacu, który Édouard André wybudował sobie przy Bulwarze Haussmanna. Przez wiele lat gromadził w nim swoją kolekcję, a po jego śmierci dzieło kontynuowała żona. Ta w końcu pałac wraz z kolekcją przekazała Akademii Francuskiej, by w 1913 roku otworzyć funkcjonujące do dziś muzeum. 

Francuzi nie byliby sobą, gdyby w tych pięknych okolicznościach nie urządzili jakiegoś lokalu gastronomicznego... Oczywiście funkcjonuje tu świetna kawiarenka, usytuowana w pięknej stylowej sali, gdzie podobno serwują fantastyczne ciastka ;-) Po dość męczących wizytach w przytłaczającym Luwrze czy nawet Galerii Orsay pobyt w przyjaznych wnętrzach Muzeum Jacquemart-André jest prawdziwą przyjemnością.


piątek, 2 grudnia 2011

Kara śmierci – powtórka z Katechizmu

Odkąd PiS powrócił do swego starego pomysłu na przywrócenie kary śmierci, zaczęło się pojawiać wiele głosów za i przeciw. Jak na w dużej mierze katolickie społeczeństwo przystało, sporo z tych głosów powołuje się na wykładnię Katechizmu Kościoła Katolickiego. Uważny obserwator tej dyskusji może jednak doznać poważnej konfuzji, gdyż nie dość, że nie do końca wiadomo czy Kościół jest za czy przeciw, to jeszcze można natrafić na dwa nieco inaczej brzmiące zapisy katechizmowe.