czwartek, 23 sierpnia 2012

Rok innego życia

To już dzisiaj, Mamusiu. Nierzeczywista i nieprawdopodobna rocznica – Twojego przejścia do innego życia. Minął cały rok, jakieś 8 784 godzin, jakieś 527 040 minut bez Ciebie. Mogę Cię dzisiaj obdarować tylko wiązanką gałązek jodły przetykanych żółtymi, radosnymi słonecznikami i szeptem modlitwy. Nie przytulę Cię jak zawsze, nie usłyszę Twojego ciepłego głosu.  Jak to możliwe, że to już rok?

Czas mi się jakoś dziwnie skurczył. Wszystko co dotyczy Ciebie traktuję tylko i wyłącznie w kategoriach „przed chwilą” i „wczoraj”. Nie czuję zupełnie tej czasowej przepaści całego roku – jest nierealna. To musi być dowód na to, że jesteś cały czas ze mną, tuż obok, towarzysz mi nieustannie. Ile razy łapię się na myśli by do Ciebie zadzwonić?  Twój numer przecież ciągle mieszka w moim telefonie. Byłaś i jesteś ciągle - tylko inaczej.

Obdarowujesz mnie okruchami swojej obecności. Twój uśmiech wypatrzony niespodziewanie na jakimiś starym zdjęciu w jednym z komputerowych katalogów, znaleziona w kurtce karteczka z listą zakupów pisanych Twoją ręką, stary zeszyt z przepisami, którego strony wertowałaś nieraz w poszukiwaniu kulinarnych inspiracji; odnalezione nagle całusy od Ciebie przesłane mi w wydrukowanym liściku, który podpisałaś „Cmok Mamki”, liściku, który kiedyś schowałam wśród dokumentów, a przy ostatnich porządkach się tak po prostu odnalazł. Bransoletka, którą zakładam, a była przecież prezentem od Ciebie. Twój szal, który zabrałam po cichu z Twojej szafy, gdy już Cię nie było. Niezwykłe życie wspomnień, osobisty, wewnętrzny film pełen strzępek rozmów, codziennych sytuacji, miejsc, zapis wymienianych spojrzeń, przywołanie Twojego dotyku i przytulenia.

Tylko że to, co pamiętam najbardziej namacalnie, to Ty w czasie Twoich ostatnich dni, godzin i minut. Momentami, gdy zamknę oczy – jestem z Tobą tam, wtedy – czuję, słyszę, przenoszę się w czasie. Twoje cierpienie, Twoje odchodzenie i Twoja twarz z anielskim spokojem, chwilę po tym jak zaczęłaś inne życie. I wtedy, niezmiennie do oczu napływają mi wielkie, słone łzy, które turlają się szybko po policzkach. Cały czas mam ochotę krzyczeć – dlaczego miało być właśnie tak?  Twoja śmierć jest od roku częścią mojego życia, jest we mnie, boli i zmienia patrzenie na świat. Mamo, proszę – przyśnij mi się zdrowa i uśmiechnięta – takiej tak bardzo Cię codziennie potrzebuję.

niedziela, 19 sierpnia 2012

Spacer po nieistniejącym świecie


W te letnie, wakacyjne dni nic nie powinno zakłócać naszego spokoju i wypoczynku. Morza, góry, jeziora, plaże, lasy, europejskie stolice, średniowieczne miasteczka – rzucamy się zachłannie w ciszę natury lub gwar pięknych miast by przez chwilę pooddychać innym niż szaro-codziennym powietrzem. Nasze polskie miasta i miasteczka porzucamy z radością, zapominając o nich na kilka tygodni.

A one – te polskie miasta i miasteczka – w te letnie, wakacyjne dni żyją wspomnieniem czasu sprzed 70 lat. Próbują sobie przypomnieć stary, nieistniejący już układ ulic, odtworzyć w pamięci budynki, których nie ma i przede wszystkim przywołać ludzi, którzy tak nagle zniknęli z list meldunkowych i książek telefonicznych.

Łódź – 23 czerwca, Warszawa – 22 lipca, Lwów – 10 sierpnia, Otwock – 19 sierpnia, Siedlce – 22 sierpnia, Nowy Sącz – 23 sierpnia… i tak dalej, i tak dalej. Te sucho dziś brzmiące daty wyznaczają początek końca wielu światów – to dni rozpoczęcia akcji likwidacyjnych gett żydowskich w 1942 roku. Niemiecka nazistowska machina śmierci niekiedy potrzebowała długich tygodni, by dokonać spustoszenia. A czasem było tak – jak w Otwocku – że wystarczył jeden dzień. Jeden długi, upalny sierpniowy dzień, by 50 bydlęcych wagonów wypchać szczelnie ludzkimi ciałami w liczbie około 8 tysięcy i skierować na tor do Treblinki.

Ten akt bestialskiego mordu na ludziach był jednocześnie zaplanowanym aktem zniszczenia całego świata, jaki od wieków istniał na terenie Rzeczypospolitej. Wraz z żydowskimi mieszkańcami polskich miast i miasteczek ginęły na zawsze całe dzielnice. Ich świat – tych, który odeszli – zginął bezpowrotnie. Nasz świat – tych, którzy zostali – zmienił się nieodwracalnie.

Czy miasta tęsknią? Czy warszawski Muranów tęskni za gęstą siecią ulic, za setkami kamienic i oficyn? Czy otwocki bruk z nostalgią wspomina stukot kół dorożek, którymi kuracjusze z kolejowej stacji spieszyli do pensjonatów? Czy miejsca, w których stały sochaczewska synagoga i cheder nadal słyszą hebrajskie modlitwy?

Gdy już wrócimy z wakacji, wypoczęci i pełni wrażeń, warto wybrać się na spacer po tym nieistniejącym świecie. By poszukać jego nielicznych śladów, by westchnąć na miejscach, w których dokonywała się zagłada, by pomodlić się przy torach kolejowych, po których odjechały wagony pełne płaczu. To nie do końca prawda, że ten świat odszedł bezpowrotnie. Jeśli powróci w naszej pamięci i modlitwie, to już będzie coś. A coś to znacznie więcej niż nicość, pustka i zapomnienie.