piątek, 1 maja 2020

Pierwszomajowa Dana

Pięć lat temu, 1 maja również wypadał w piątek. Dzień zaczął się szarością i deszczem. Dostałam rano telefon z hospicjum, żebyśmy szybko przyjeżdżali, gdyż Dana gaśnie z minuty na minutę. Dzień wcześniej późnym wieczorem rozstawałam się z nią, coraz ciężej oddychającą, coraz bledszą, coraz częściej zamykającą oczy i zapadającą w przedłużające się letargowe drzemki. Wyszeptała mi z trudnem, że nie ma już siły…

Jechaliśmy wtedy z K. do hospicjum na Krakowskim Przedmieściu, w którym była, z łomoczącymi sercami, modląc się o siłę i odwagę do towarzyszenia Danie… Zdążyliśmy. Pięć lat temu trzymałam za rękę odchodzącą Danę (opisałam to wtedy TUTAJ). Moją 77 letnią ciocię (jej mama i mój dziadek byli rodzeństwem), do której nigdy przez całe moje życie nie powiedziałam Ciociu. Zawsze była “Daną”. A ja od małego czułam się bardzo dumna, że mogę tak dorośle się do niej zwracać.

Dzisiaj znowu 1 maja wypada w piątek, a ja od rana zdumiewam się, że nie ma jej z nami już 5 lat. Spacerowałam dzisiaj w naszej okolicy ze śpiącą w wózku małą E., otoczona szalonym śpiewem ptaków, soczystą zielenią i słońcem i myślałam o Danie i o tamtym dniu. Czułam zapach deszczu na bruku, po którym w tamten piątek szliśmy szybkim krokiem, by zdążyć… Widziałam jej nieprzytomną twarz, przypomniałam sobie chłód jej ręki i czerwone krople krwi wsiąkające w prześcieradło. A potem mignęła mi w głowie Ona już spokojna, rozświetlona gdy przeszła już na tamtą stronę.

Zostaliśmy, by dopilnować wszystkich pośmiertnych formalności. Dana przez ostatnie kilka lat swojego życia wszystko ułożyła niemal perfekcyjnie. Cały plan tego co będzie, gdy jej stan znacznie się pogorszy. Rozdysponowanie spraw i rzeczy. Na kilka dni przed swoim odejściem, gdy już była w hospicjum, podyktowała mi wszystkie osoby, które mam zawiadomić o jej śmierci. Dała wszystkie niezbędne wskazówki. 

Szłam dzisiaj pchając wózek i myślami wracałam do tego czasu sprzed pięciu lat. Momentu, gdy po kilku godzinach wyszliśmy z K. z hospicjum prosto na wysychające po deszczu Krakowskie Przedmieście pełne gwaru i ludzi. Milczeliśmy, trzymaliśmy się za ręce i szybkim krokiem szliśmy przed siebie. Jak się odnaleźć tu, w tym tętniącym życiem świecie, gdy przed momentem spotkaliśmy się ze śmiercią? Dana była i nagle jej nie ma. Jej ciało zabrane zostało chwilę temu przez dom pogrzebowy... 

Pamiętam, że rabaty pełne kolorowych, kwitnących tulipanów przy Muzeum Narodowym falowały mi w oczach i rozmazywały przez łzy. Byłam niby tu, ale jednocześnie gdzieś indziej, w jakimś “międzyświecie”, z którego muszę wrócić do życia.

Dano Kochana! Ale byś się cieszyła z tego, że jest na świecie nasza mała E. 

Dzisiaj wyjęłam album ze zdjęciami, który mi dałaś, który kiedyś razem układałyśmy i opisywałyśmy siedząc u Ciebie i pijąc herbatę. Wzięłam do ręki notes, w którym zanotowałam sobie różne Twoje rodzinne opowieści o przeszłości, których dalszym opisywaniem miałam się zająć. Iloma naleśnikami mnie nakarmiłaś, ile pysznych serników i szarlotek napiekłaś, a niektóre z nich robiłyśmy razem. Tak bardzo lubiłam do Ciebie wpadać.

Rozmawiałyśmy zawsze prawdziwie i szczerze, choć nigdy nie starczyło mi odwagi, by pytać Cię o  Twoje miłości i dlaczego nigdy nie założyłaś rodziny... 

Zaplanowałaś sprytnie, że możemy spełnić Twoje jedno marzenie i pojechać z Tobą na weekend do Katowic w odwiedziny do Twojej najlepszej przyjaciółki. Poznałaś nas ze sobą, bo już wtedy planowałaś byśmy po Twoim odejściu to my dwie razem mogły wszystko zorganizować jak trzeba i by nam było raźniej, bo się już osobiście znamy. I wiesz, przez te 5 lat odkąd Ciebie tu nie ma - cały czas staramy się mieć ze sobą łączność. 

A dzisiaj po takiej ogromnej ciszy i przerwie w pisaniu odezwałam się tutaj na Zarysowniku - właśnie dzięki Tobie i kotłującym się w głowie wspomnieniom. Dziękuję Ci za nasz dzisiejszy spacer. Byłaś tak blisko.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz