niedziela, 23 sierpnia 2020

Dziewięć lat

Gdy zamykam oczy, pod powiekami przenoszę się, Mamo, w ten nasz ostatni wspólny wieczór 9 lat temu. Tak bardzo cierpiałaś, traciłaś siły, patrzyłam na Twoje pokiereszowane, umęczone ciało, na niesprawną, spuchniętą rękę z sączącymi się kropelkami limfy, na krwawiące co jakiś czas rany, na skórę na plecach, szyi i ramionach, która twardniała i stawała się jak przetykany gęsto fioletem pancerz nie dający się w żaden sposób rozmasować... Moje opuszki palców pamiętają jeszcze tę okrutną, zimną twardość - nie potrafiłam przynieść Ci ulgi rozmasowywaniem tych miejsc. 

Towarzyszenie Ci w odchodzeniu, słuchanie Twoich coraz cięższych oddechów, poprawianie tlenowej rurki. Choć byliśmy z Tatą wtedy z Tobą, i tak wszystko co było przed Tobą i co wiązało się z tajemniczą materią umierania, musiałaś przejść samotnie. Minęła przed chwilą godzina 23.23. Dziewięć lat temu o tej porze ostatni raz zabiło Ci serce…

Ciemność, którą znajduję pod powiekami, rozświecają obrazy, migawki tamtego dnia i wieczoru. Momentami widzę nas: Ciebie, Tatę i mnie w waszej sypialni z góry, z boku, jakbym towarzyszyła misterium Twojego odchodzenia jako niemy widz gdzieś z zaświatów. Dziewięć lat poukładało w mojej głowie te wszystkie wspomnienia, utuliło troszkę tamtą rozpacz matczynego, fizycznego osierocenia, sprawiło, że spod zamkniętych powiek kapią mi pojedyncze łzy, a nie gorące, słone strużki jak bywało wcześniej.

Nie mogę mieć dłużej zamkniętych oczu. Mogę sobie na to pozwolić tylko w ciszy nocy, gdy za ścianą w swoim pokoju śpi już od kilku godzin prawie dwuletnia Emilka. W ciągu dnia, przy niej, oczy muszą być szeroko otwarte. Gotowe do nieustannego oglądania i opowiadania świata.

Przyjechaliśmy dzisiaj do Ciebie Mamo we trójkę. Słyszałaś jak Emilka powtarzała cicho Babcia Hania? Tłumaczyliśmy jej, że jest Babcia Jadzia i Dziadek Zdzisio, jest Dziadek Jurek i jesteś... byłaś Ty. Najlepsza Babcia Świata, po której ma swoje drugie imię. Widziałaś jak urosła od ostatniego naszego spotkania? Biegła w stronę Twojego grobu w kolorowej, letniej sukience. Mała postać na środku cmentarnej alei zacienionej wysokimi drzewami. Biegła przed siebie - całą sobą: stawiając małe kroczki i machając na wszystkie strony rękami. Powiew życia, ufności i niczym nieskrępowanej radości w tym cichym mieście otoczonym murem. 

Potem pomagała zapalać znicze, towarzyszyła mi w układaniu kwiatów w wazonie. A co to? - to pytanie słyszymy coraz częściej. Przed nami jeszcze opowieści o odchodzeniu i pytanie, które kiedyś padnie na pewno: a dlaczego nie ma z nami Babci Hani?.

Tak bardzo tęsknię do tego, by Cię przytulić. Tak - ja Ciebie, bo tak to zaczęło wyglądać, gdy przerosłam Cię o głowę. Wtulałam nos w Twoje pachnące włosy i obejmowałam Cię ramionami, a Ty swoimi oplatalaś mnie w pasie. Stałyśmy sobie tak lekko się kołysząc.

Kołyszę Cię w myślach i głaszczę po policzku małą Emilkę, którą przed chwilą obudził jakiś zły sen. - Mamusiu - wołała. Jaka to odpowiedzialność być dla niej lekarstwem na wszystko zło poznawanego świata. Mama. Mamusia. Słucham tych słów mówionych już nie raz, tak wzruszająco przez Emilkę. To do mnie? Przecież to ja chwilę temu tak mówiłam do Ciebie.... Czuwaj nad nami dalej z tych niebiańskich łąk. Proszę Cię. 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz