niedziela, 21 stycznia 2018

Babcia i ja


Sklep mięsny, wyłożony białymi, kwadratowymi kafelkami, metalowe haki na ścianie za ladą na których wiszą słonina i pęta kiełbasy, ekspedientki w białych fartuchach i siatkowych czepkach na głowach jak władczynie obsługują klientów chcących zrealizować swoje kartki. Rzucili towar.

Przepisowe 200g, 300 g, 400 g mięsa ważone na dużej, błękitne sklepowej wadze z odważnikami, ceny wybijane ze stukotem w klawisze zwalistej kasy, błysk nożyczek wycinających małe kwadraciki z podawanych przez kupujących obowiązkowych kartek. Tłok w środku, duszno, zapach zawilgoconych jesionek, pokasływania, kolejka wysypująca się przez pomalowane olejną farbą, oszklone, skrzypiące sklepowe drzwi na zewnątrz. Ludzki wąż wijący się ciasno po chodniku wzdłuż ściany budynku, przylepiony do szklanych witryn. Wytrwali, czekający, nie mający wyboru, niecierpliwie przestępujący z nogi na nogę, zatroskani tym, czy starczy i dla nich, zirytowani tym, że wszystko tyle trwa. Jest początek lat osiemdziesiątych już po stanie wojennym, wilgotna jesień z przebłyskami słońca.

W tej kolejce stoi też sześćdziesięciodwuletnia kobieta z małą trzy i pół letnią wnuczką. Opowiada jej świat, trzyma za ręką, albo pozwala bawić się patyczkiem, zerka na nią jak maluje nim w kałuży tuż obok drzewa, rosnącego przy ulicy, trzy metry od kolejki.

Pod sklepem jest też inna kobieta ze spacerówką i mniejszym, chodzącym dzieckiem. Dzieciaki nawiązują nić porozumienia i zaczynają bawić się razem. Zbierają listki, szukają kamyczków i wrzucają je do kałuży i chodzą wokół drzewa.

Ta starsza kobieta to moja Babcia, a ten 3,5 letni maluch to ja.

Kolejka powoli posuwała się do przodu. 

Najpewniej było tak, że Babcia w tłocznym zamieszaniu, gdy weszła już ze mną do wnętrza sklepu, nie zauważyła zupełnie zajęta przez kilka minut upragnionymi zakupami, że ja wymknęłam się na dwór, by dalej bawić się pod drzewem z drugim dzieckiem. Odwróciła się pakując zakupy i nagle zobaczyła, że mnie nie ma przy niej.

Czarno przed oczami. Babcia z łomoczącym sercem, pulsującą głową, oblewana przez zimno-gorące paniczne poty. Wybiega przed sklep przepychając się przez stojących w drzwiach ludzi. Nie ma jej. Pod drzewem pusto. Co robić? Jak szukać? ZGUBIŁA DZIECKO. Pytała roztrzęsiona kolejnych ludzi w sklepowej kolejce, czy nie widzieli małej dziewczynki w biało-niebieskiej włóczkowej czapce wiązanej pod szyją, która tu przed chwilą z nią była, a w cześniej bawiła się przed sklepem i zniknęła gdy ona na kilka chwil zajęła się zakupami.

Ktoś powiedział, że widział dwójkę małych dzieci odchodzącą razem z panią ze spacerówką. A ona była chyba wcześniej tylko z jednym drepczącym maluchem, więc tym drugim mogłam być ja. Wskazali stronę, w którą poszła. Babcia biegła więc we wskazanym kierunku, biegła w rozpaczy, z tabunem najgorszych myśli w głowie. Jakaś nitka nadziei, jakiś ślad. Za kilka chwil mnie znajdzie. No przecież ta kobieta z wózkiem musi zobaczyć, że idzie z nią jakieś obce dziecko. Babcia potykała się o wystające krzywe płyty chodnikowe, a gorące łzy ciekły jej po policzkach. Bezradność totalna. Ale gdzie szukać? Kobiety z wózkiem i dziećmi - nie widać. To były najdłużej płynące minuty odmierzane sercem, które słyszała w środku głowy. Żarliwa modlitwa.

***

Mam w gdzieś w głowie jakieś mgliste wspomnienie, że idę chodnikiem trzymając się rączki wózka. Skręcamy do jakiejś ciemnej klatki, a potem wchodzimy do mieszkania, w którym jest kojec, a wokoło dużo zabawek i rozrzucone na podłodze drewniane klocki. Bawię się nimi. Wszystko jest jak sen. Nie czuję strachu, że nie ma nigdzie Babci. Potem film wspomnień się urywa.

***

Po latach, gdy Babcia wspominała mi, już dorosłej, to wydarzenie opowiadała o nim mniej więcej tak:

Nie umiem tego wytłumaczyć, ale gdy tak podbiegałam ogarnięta coraz większą rozpaczą i paniką, zupełnie nagle pojawiła się tuż przede mną nieznana mi zupełnie kobieta. Jakby wyrosła spod ziemi, zmaterializowała się obok mnie. Nie zapamiętałam ani jej twarzy ani ubrania. Po prostu była i miała na rękach Ciebie całą i żywą, spokojną. I bez słowa mi Cię oddała w ramiona. Przytuliłam Cię mocno, z tak ogromnej radości i wdzięczności. Musiałam wtedy na kilka sekund zamknąć oczy. Czułam ulgę, bo byłaś cała, bo ten koszmar zagubienia się kończył. Gdy je otworzyłam, chciałam tej Pani podziękować, zapytać: jak? gdzie?. Ale jej już nigdzie nie było. Zniknęła. Stałam na chodniku z Tobą na rękach i wokoło nas po horyzont nie było nikogo. A ona nie mogła przecież tak szybko odejść przez ten moment, kiedy Cię ściskałam. Ona przepadła. Czułam się skołowana, oszołomiona. Doświadczyłam cudu. Jestem pewna, że to był mój Anioł Stróż. On mi Cię przyniósł i oddał. Dlatego jesteś.

***

Babcia przez całe życie, aż do samego końca modliła się do swojego Anioła Stróża i prosiła go o obecność przy niej w codzienności. Myślę, że mieli specjalną relację. Wzywała go na przykład, zanim rozpoczęła szycie czegoś na maszynie, albo wymierzanie i krojenie materiału, zawsze zwracała się do niego w chwilach w których nie umiała sobie z czymś poradzić i czuła się w jakiś sposób bezradna. Mówiła, że zawsze pomagał. Mówiła, by pamiętać o tym, że każdy z nas ma swojego własnego Pomocnika. A ja jestem szczęściarą dodatkowo, bo spotkałam Babcię i jej Anioła Stróża.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz