wtorek, 3 listopada 2015

Spojrzenie Dziadka

Siedzi przy stole. Milczy. Delikatnie przechyla na bok głowę. Duże, silne, spracowane dłonie kładzie na chwilę na białym obrusie, tuż obok talerza. Za chwilę wolno je podnosi i zaplata palce obu dłoni w koszyczek, opiera je na wydatnym wystającym brzuchu, na którym opina się oliwkowozielony sweter. Obserwuje. Mimo iż w uchu ma aparat słuchowy, jak sam mówi, gdy otacza go tyle osób, gdy wokół głowy krąży tyle słów i dźwięków zbijających się w buczące roje – trudno mu się odnaleźć. 

Nie jest w stanie zrozumieć wszystkiego, ma w uszach szum i nie dającą się rozgryźć na czynniki pierwsze kakofonię. Nie chce krzyczeć, chyba nie chce by do niego krzyczano, dlatego jest milczącym uczestnikiem rodzinnego spotkania. Siedzi na skraju długiego stołu, jest w stanie w tej swojej wewnętrznej ciszy przyglądać się kolejno twarzom najbliższych.

Zerkam na Niego ukradkiem, bo siedzę dokładnie naprzeciwko. Widzę wyraźnie Jego okrągłą twarz z siecią zmarszczek oraz jego niebieskie, duże, wypukłe oczy, które przez niemal już 90 lat życia widziały niejedno. Tuż po wojnie patrzyły na zrównany z ziemią rodzinny dom, na leje po bombach na podwórku gospodarstwa, przez które przeszedł front, na pozostawioną ruinę i beznadzieję. Czy wtedy płakał? Czy bał się zaczynania wszystkiego od zera? 

Siedzi teraz w domu wybudowanym wiele lat temu własnymi rękami – tymi dłońmi ułożonymi na białym obrusie. Dom stoi twardo, a w czasie ostatniego gruntownego remontu spomiędzy zrywanych desek podłogowych wyleciało kilka dawnych, zagubionych miedziaków, które poturlały się kiedyś po drewnianej podłodze i ukryły na dziesiątki lat w ciemnościach podłogowych szpar. Takie małe, brzęczące wspomnienia przeszłości.

Ile te ściany słyszały rozmów, ilu spotkaniom w różnych rodzinnych konfiguracjach towarzyszyły. Widziały także ostatnie pożegnanie jego własnej żony. Słyszały żałobne modlitwy i odmawiane różańce, zapach gromnic przy trumnie. Próg tego domu żegnał swoją gospodynię. Za szybko. Tak jej brakuje.

Dziadek rozgląda się po pokoju. Patrzy na twarze dorosłych już swoich dzieci, które jak by nie liczyć albo już są albo zaraz będą w wieku emerytalnym. Na ich małżonków. Cztery śluby, cztery porządne wesela. Trzech synów i córka. Kiedy to było? Potem liczne chrzciny, bo na świecie pojawiło się kolejno 11 wnucząt (8 chłopaków i 3 dziewczyny).  Ani się nie obejrzał, a właśnie te małe dzieciaki wydoroślały i zapraszają na swoje śluby. Układają sobie życie. Kolejne młode kobiety krzątają się w tym domu pomagając w nakrywaniu stołu do rodzinnego obiadu.

Patrzę na tego starego już mężczyznę, który został moim Dziadkiem, gdy K. stał się moim mężem. Jedyny dziadek jakiego mam, który może mnie uściskać mocno na powitanie, który odwzajemni mój uśmiech i całym sobą sprawia, że czuję się wnuczką – choć tak naprawdę wcale się nie znamy. 

Jest coś takiego w jego błękitnym spojrzeniu co mnie porusza. Tropiłam to „coś” wczoraj, gdy się widzieliśmy. Jest w nim na pewno rodzaj zadumy. Na takim rodzinnym zjeździe widzi jak w soczewce upływający czas i swoje życie. Czy to jest trudne? Czy boli? Czy daje spełnienie?

Po obiedzie przeniósł się z krzesła na fotel, strategiczne, wygodne miejsce do obserwacji. I w ciszy wodził oczami za malutkimi postaciami bawiącymi się w chowanego. Tupot małych stóp raz w jedną raz w drugą stronę. To jego najstarsze, choć ciągle bardzo niewielkie prawnuki. Nagle jeden ukrył się za fotelem, na którym siedział, ufając chyba, że duża postać Dziadka może być przeszkodą w poszukiwaniach. Drugi, mniejszy stanął nieporadnie na środku pokoju. Rozłożył rączki w geście bezradności: Nie ma. Gdzie jest? Gdzie? Jest? Czarne jak węgle oczy uważnie patrzyły wokoło. Zatrzymały się na twarzy Dziadka szukając ratunku.

A On z taką piękną czułością w tych swoich niebieskich oczach, w których ożyły małe błyszczące, szkliste ogniki – wyciągnął palec wskazujący i uśmiechając się filuternie pokazał bezbłędny kierunek poszukiwań.  Za chwilę rozległy się piski, a wokół Dziadka zakotłowało się od dziecięcego śmiechu. On też się serdecznie śmiał, ze zmrużonymi oczyma i trzęsącym się brzuchem. Czas się zatrzymał. Tak prosta radość. Niech trwa jak najdłużej.

1 komentarz: