niedziela, 13 lipca 2014

Niedzielne poranki


Jak ja uwielbiam spokojne, niespieszne niedziele! Wyspanie się i radość słonecznego poranka – gdy otwiera się oczy, a tu jego blask przebijający się przez cienkie szpary w zasłonach oraz promienie wędrujące przez uchylone drzwi prosto z zalanego słońcem salonu. Jakby chciało się zakraść do sypialni i nas zalać, otulić, zerwać do życia. Jak to cudownie się budzić tuż obok Niego.

Spod przymkniętych jeszcze leniwie powiek podglądać ukochaną twarz. Dotykać spojrzeniem czoło, nos, policzki, usta, wsłuchiwać się w Jego spokojny oddech. Mogę się delikatnie przytulić do tego najbliższego, ciepłego ciała, dopasować się do jego kształtu i wiem, że K. odruchowo obróci się nawet przez sen czy półsen i mnie mocno przytuli i pocałuje w czoło. Wspólna drzemka, pełen spokój i błogość. Pełnia.

A potem przebudzenie. W niedzielę pierwszy wstaje K., który drepcze do salonu, włącza muzykę, która sączy się później delikatnie przez przedpokój prosto do naszej sypialni, robi nam kawę. Przynosi ją stawiając na nocnych szafeczkach, odsłania zasłony i do naszego azylu wpuszcza dzień.

Tak zaczynam drugą cześć poranka, czy raczej przedpołudnia. Gramolimy się w łóżku, by wygodnie usiąść, zasypujemy się porannymi wiadomościami, lekturami, opowieściami, planami i popijamy gorącą kawę. Niespieszność, radość, nasza bliskość. Jak cenne są takie wspólne poranki, tak inne od tych w tygodniu pracy. Ile dają nam siły do dalszego, wspólnego życia – są takim naszym pięknym rytuałem. Czułość i miłość. Dziękuję K.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz