wtorek, 1 grudnia 2009

W czasach wielkiego rozczarowania

Żyjemy w czasach wielkiego rozczarowania. Tak. To my przecież mieliśmy być szczęśliwymi dziedzicami nadziei owych oświeconych proroków, którzy zrywali więzy ciemnych zabobonów przeszłości i wznosili ołtarze Rozumowi. Nasze czasy to czasy spełnienia ich utopii. Czyż trzeba tu powtarzać, że ani zgłębienie tajemnicy budowy atomu, ani wyrwanie się poza orbitę naszej planety nie wyjaśniło nam, kim właściwie jesteśmy i jaki jest sens naszego istnienia? A także, że wszystkie nasze wspaniałe osiągnięcia nie nauczyły nas sztuki życia godnego istot rozumnych?
Jan Józef Szczepański, Przed nieznanym trybunałem.

Słowa pisane w latach 70-tych XX wieku. Obawiam się, że wspomniane przez Szczepańskiego czasy rozczarowania trwają do dziś. Wielkie ideologie ubiegłego stulecia jedna po drugiej okazały się potężną ułudą i popadły w ruinę. Zarówno nazizm jak i komunizm miały zastąpić człowiekowi religię. Czy człowiek, który z wielkim wysiłkiem zdołał otrząsnąć się z mitów totalitaryzmów, naturalną koleją rzeczy nie powinien zwrócić się na powrót ku religii?

Dla wielu ludzi świata Zachodu nie było już powrotu do tradycyjnego i od wieków zadomowionego w Europie chrześcijaństwa. Obserwujemy wzrastające zainteresowanie religiami Wschodu oraz sektami stamtąd się wywodzącymi. Zdaniem Szczepańskiego przyczyną tego wzrostu jest brak poczucia osobistej odpowiedzialności za dzieje owych wschodnich tradycji. Ci, którzy nagle odkrywają drogę zbawienia w mistyce Zen, w praktykowaniu jogi, w wierze w transmigrację, nie czują potrzeby dociekania natury buddyjskiej teokracji ani wynaturzeń profesjonalnego ascetyzmu, ani moralnej wartości instytucji kast. Nabywają swe nowe wiary jak gdyby w strefie wolnocłowej, bez narzutów życiowej praktyki.

Nasze rodzime chrześcijaństwo obciążone jest potężnym bagażem wielu błędów i zaniedbań. Wielu z nas nie ma sił lub odwagi, by dźwignąć ten ciężar. I wcale się nie dziwię. Bo co prawda chrześcijaństwo wydało z siebie niezgłębiony ogrom świadectw dobra, świętości, mądrości i piękna, ale jednocześnie nie zabrakło w nim licznych antyświadectw i powodów do zgorszenia. Jak to się stało, że współczesny człowiek Zachodu rozczarował się wielkim mitem chrześcijaństwa, u którego początku stał ubogi Jezus z Nazaretu z dobrą nowiną o miłości?

1 komentarz:

  1. Jako nieuleczalny agnostyk, przeważnie ateista, pozwalam sobie na krótki komentarz.
    Sama wiara w Boga nie jest niczym złym, wręcz przeciwnie. Jest czymś w rodzaju panaceum duchowego, wielu ludziom przynosi ulgę,ukojenie i nadzieję. Czasem zazdroszczę osobom wierzącym (niezależnie od ich wyznania). Jednak to, co proponuje i praktykuje "personel naziemny" Kościoła Katolickiego (i nie tylko) jest dla mnie nie do przyjęcia. Do obcowania z Bogiem tacy "pośrednicy" są niepotrzebni, wręcz szkodliwi.
    Często zastanawiam się, jaki odsetek tzw. sług bożych, wierzy w Boga, którego istnienie propagują.

    Pozdrowienia z Olsztyna
    Tadeusz C.

    OdpowiedzUsuń