wtorek, 23 sierpnia 2016

5 lat - Mama i morze



To już 60 miesięcy – 5 lat. Dzisiaj, za chwilę będzie moment, który był końcem Jej życia. Mama przeszła na drugą stronę – sama, choć z nami tuż obok.  Ta chwila się zatrzymała, zamroziła i trwa równolegle do mojej egzystencji. Towarzyszy mi. Gdy zamknę oczy, mogę ją odtworzyć. Nie zapomnę Jej świetlistej twarzy pozbawionej rysującego się na niej wcześniej wyraźnie bólu i cierpienia, policzka, który gładziłam gdy powoli stawał się coraz chłodniejszy.  Właśnie ta jasność, którą widziałam utwierdza mnie, w tym, że odchodzimy w światłość i coś pięknego. Nie może być inaczej. Tam się spotkamy.

Tyle dni, tyle wspomnień, tyle myśli. Migawki wspólnych ostatnich spotkań, łez, bezsilności. Mojego milczenia, gdy siedziałyśmy przy kuchennym stole, a Ona zwiesiła głowę i cicho powiedziała: Umieram, wiem, czuję to. Tak jest. I podniosła na mnie pełne gorących łez oczy. Tylko zegar miał odwagę tykać, zagłuszając otaczającą nas gęstniejącą ciszę. Odliczał sumiennie. Czas. Ile pozostało gestów, słów do wypowiedzenia, wzajemnej czułości? Trzeba się spieszyć.

W tym roku po raz pierwszy nie jestem w tę rocznicę w Warszawie. Przyjechałam nad Bałtyk z Jej towarzystwem. Jestem pewna, że cieszyłaby się naszym odpoczynkiem i morską radością. Towarzyszy nam. Tyle wspomnień ze wspólnych rodzinnych wakacji nad morzem, tyle świetlistych, słonecznych kadrów z Nią w roli głównej. Wyławiam je z wypchanej po brzegi teczki „dzieciństwo” –  leżącej w jednej z często używanych szufladek w mojej głowie.

Opowiadam ukochanemu K. :
  •  o wyprawach do Kątów Rybackich, gdy jedynym środkiem transportu był pociąg do Gdańska i przesiadka w autobus, o tachaniu walizek po stromych schodach,
  • o domkach typu „Brda”, w których zawsze Mama najbardziej brzydziła się grubych pająków;
  • o tym, że nie chciała zorganizowanego wyżywienia na stołówce, bo zbyt krępowało plan dnia;
  • o długich spacerach w stronę plaży i kwitnących wrzosach
  • o tym, że dawno temu Mama sama uszyła - z białego bawełnianego materiału w piaskowe pasy - parawan, który przez wiele lat wspólnych wyjazdów służył nam za najdłuższy chyba na każdej plaży parawan. Tylko Tata miał za zadanie zbierać w drodze na pierwsze plażowanie jak najbardziej proste patyki, które będą pasowały do materiałowych przestrzeni
  • o patencie na przyszycie troczków do rogów kremowego prześcieradła, które służyło za świetny daszek chroniący od słońca, z którego korzystamy zresztą do teraz
  • o olbrzymim błękitnym plażowym prześcieradle, które ciągle przechodzi z rąk do rąk rodzinnych tych, którzy udają się nad morze
  • o tym, że Mama nie umiała pływać więc wybierała stałą miejscówkę za bezpiecznym parawanem i czytała, rozwiązywała krzyżówki jolki i serwowała nam obliczone na cały dzień przegryzki
  •  o wspólnym  zbieraniu do słoiczka małych bursztynów, wybieranych spośród czarnych patyczków wyrzucanych na brzeg przez wody Zatoki
  • o jej piegowatym od słońca nosie i tym, jak bardzo krępowała ją pionowa blizna na brzuchu po trzech cesarskich cięciach.
I o całej masie innych spraw. Na przykład: co by było, gdyby nie wydarzyło się pięć lat temu to, co się wydarzyło i gdzie dzisiaj przyjechałaby z Tatą na wakacje.

I jeszcze wczoraj K. czytając „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk wyłowił słowa, którymi się ze mną natychmiast podzielił:  Zmarli chcieliby, żeby o nich mówiono, tego są głodni, to jest ich strawa. Chcą od żywych uwagi.

Wszystko się łączy. Rozmawiamy o Tobie, Mamo. Wiem, że słyszysz. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz