sobota, 20 kwietnia 2013

W Żelazowej Woli


Powietrze pachnące wiosną, delikatna muzyka Chopina oplatająca mnie z czułością jak niewidzialna mgła, nuty wpadające jedna po drugiej prosto do wnętrza duszy i szukające schronienia w jej zakamarkach. Ziarna nostalgii oraz spokój i radość, że znowu mogę tu być. Niezachwiana pewność, że na końcu parkowej alejki wyłonią się tak samo jak poprzednio bielone ściany dworku, dwie proste kolumny, gontowy dach. 

Przestrzeń pamięci, nieobecna obecność. Pierwszy krzyk narodzonego dziecka, noce w małej kołysce, zaledwie kilka miesięcy później wyjazd całej rodziny do Warszawy, potem jeszcze kilka krótkich świątecznych i wakacyjnych odwiedzin w tym miejscu, pierwsze dźwięki fortepianu, zagrane nuty ulatujące w niebo, ostatnia przelotna wizyta 20-letniego Fryderyka w tym miejscu i jego ostatnie spojrzenie na oddalający się dom. 

Czy wracał tu myślami będąc w Paryżu? Czy komponując zamykał oczy i czuł delikatny powiew wilgotnego wiatru znad Utraty? Teraz z pokoju, w którym się urodził zamiast jego dziecięcego płaczu wydobywa się skomponowana przez niego muzyka. Chopin rodzi się w tych dźwiękach nieustannie, ciągle na nowo. Porusza kolejne dusze. Powietrze w Żelazowej Woli pełne jest jego nieuchwytnej obecności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz