niedziela, 29 lipca 2012

Ucieczki

Kontynuujemy nasze nadmorskie wyciszenie. Na plaży oddalamy się jak najdalej od gorącego  tłumu mrowiącego się na każdym niemal centymetrze piasku przy głównym wejściu na miejscową plażę. Mijamy setki kolorowych parawanów, parasole, koce, ręczniki, dmuchane materace, latawce, gromady dzieci  bawiące się  na brzegu morza – poznające słoność wody i jej zimne, nagłe okrucieństwo w zalewaniu piaskowych babek i  raptownym, podstępnym porywaniu kolorowych foremek.   Mijamy  liczne królestwa piaskowych zamków o architekturze proste albo bardziej finezyjnej, z  blankami ozdobionymi freskiem mokrego piasku i kamyków. Zadziwiamy się nieustannie patrząc na różowe, spieczone plecy, ramiona i brzuchy, których właściciele nadal z całą beztroską i pełną świadomością nadal wystawiają się na zdradliwe pieszczoty promieni słońca.

Gwar, tłok, duchota ludzkich ciał, szum rozmów, błąkający się nad gorącym piaskiem papierosowy dym, butelki piwa zakopane po szyjki w nabrzeżnym piasku i chłodzone coraz bardziej z każdą falą.  Melodyjne pokrzykiwania handlarzy wędrujących niestrudzenie brzegiem: „Chrupiace naaaczoosy! Orzeeeszkiii w kar- me-lu! Mrożona kawa! Zimne browary”…..  Wymykamy się, uciekamy dalej, jeszcze dalej. Wystarczy tak niewiele, przemaszerować brzegiem 20 minut zostawiając za plecami cały ten tłum. Tu  już jest cisza w której słychać tylko uspokajający szum morza. To możemy się zaszyć za naszym parawanem.  

Hasło wakacji – „Nic nie muszę”. Więc możemy trochę się poopalać, możemy siedzieć w cieniu naszego materiałowego daszku, możemy się kąpać, albo tylko brodzić przy brzegu mocząc nogi w zimnej, przejrzystej morskiej wodzie, możemy czytać książki, gazety, albo zamyślić się na trochę patrząc na falujące od wiatru trawy na wydmach, albo wyciszać się zerkając na błękit nieba. Jest cudownie. Z plaży zbieramy się zwykle jako ostatni. Wyrwani ze świata książkowych historii, nieco nieobecni, odurzeni zapachem morza i wiatrem czule czochrającym włosy. Wygrywa niespieszność. Mamy w sobie pokłady szumiącego w nas spokoju, dającego radości życia. 

Wędrujemy więc z powrotem morskim, piaszczystym brzegiem – czas wracać do tutejszego, wakacyjnego domu. Puste już o tej porze wyjście z plaży, pojedyncze osoby czekające na zachód słońca. Wystarczy minąć ostatnie sosny i resztki piasku przypominające o tym, że plażowy czas już za nami, a wtedy  wkraczamy w obcy nam świat. Bardziej zagubieni chyba dawno się nie czuliśmy. Nie należymy do tego poplażowego świata, jesteśmy tego pewni. Patrzymy sobie z K. w oczy i już wiemy – trzeba się ukryć, uciec jak najszybciej, ochronić tę wewnętrzną ciszę, którą w sobie nosimy, pielęgnować ją ile tylko sił. Bo poplażowe życie wolno przetacza się nawet najmniejszymi uliczkami nadmorskiego miasteczka. Oferuje wszystko, atakuje ze wszystkich stron, obezwładnia otępiałe od słońca umysły urlopowiczów, poluje, wciąga, obezwładnia. Wplątujemy się w powolnie snujący, niezdecydowany tłum. Obserwujemy uciekając jednocześnie. 

Wybierajcie Państwo, kupujcie, nie krępujcie się niczym: może owocowy koktajl, lody włoskie z automatu, lody w kulkach, gofry według unikalnej receptury, dmuchany materac w kształcie krokodyla a może lepiej dmuchane koło, 8 metrowy parawan, może plażowy namiot? Okulary słoneczne, kostium kąpielowy, wybór chust i szali? Hamburgery, ryba smażona, kebaby? Obiady domowe, pierogi , naleśniki, 60 centymetrowe zapiekanki, sprężynki kartoflane – hit lata, tak samo jak kukurydza gotowane. Drugie piwo gratis i losowanie - zostańcie tylko na karaoke, będziemy śpiewać, już śpiewamy, głośniej, jeszcze głośniej. Automaty do gry,  kiwająca się na boki ryba, na której można się przez 2 minuty pokołysać, trampoliny do skakania, kolorowe balony, migoczące kulki. A może pamiątki? Kule ze śniegiem spadającym na morskie potwory, duży wybór muszli oraz smutnych, brzydkich morskich Syrenek z plastiku, latarnie morskie. Obrazki wyklejane bursztynem - w ofercie wszystko: morskie krajobrazy, Żyd z pieniążkiem, statki i papież Jan Paweł II z włosami z bursztynowych drobinek, który nad swoją błogosławioną głowa słyszy  ryczące piosenki typu umc-umc-umc z refrenem o „zuchwałym chwacie”. Ozdoby? Naszyjniki, kolczyki, bransoletki, opaski. Nowe klapki? Sandały? Rzeźby afrykańskie. Promocja. Na każdym rogu, jedne obok drugich, stragany, budki, sklepiki z tym samym. Lawa wszystkiego zbędnego. Tatuaże henną – duży wybór wzorów, od 3 złotych sztuka, drugi tatuaż gratis. Kolorowe warkoczyki doczepiane do włosów. Kapelusze, czapki z daszkiem, parasole. Plastikowe koparki, jaskrawe łopatki, zestawy foremek jagodzianki, bita śmietana i wata cukrowa. Uwaga! Ciuchcia na kołach, kolorowa, bajkowy koszmar turla się przez tłum, codziennie, tą samą trasą nieskończoną ilość razy. Piosenki dla dzieci mieszają się z rytmami z knajp i knajpeczek, ze smażalni, pierogarni. Kakofonia. I głosy na około nas, które docierają do nas pomimo wszystko: „Kochanie masz już trzy ciężarówki, po co Ci kolejna”, „ Maju jak będziesz się zachowywała tak jak teraz, to na pewno drugiego loda już nie dostaniesz” , „ Mateusz, ale to już jest ostatni lizak dzisiaj. Koniec.”, „ Mamo ja chcę gofra!”, „Ja jeszcze będę skakać, słyszysz?”.

Jesteśmy już na miejscu, przekraczamy bramę.  Jesteśmy uratowani – nie poddamy się w poszukiwani błogosławionej ciszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz