Strony
▼
sobota, 23 kwietnia 2011
Wielkanoc 2011
Przyjmijcie od nas najlepsze życzenia wielkanocne. Wielce pocieszająca jest myśl, że Bóg, którego zmartwychwstanie świętujemy, sam przeszedł ścieżkę ludzkiego życia, doświadczając wszystkiego, co ludzkie, z kruchością ziemskiego istnienia włącznie. Oznacza to bowiem, że we wszystkich, nawet najtrudniejszych momentach naszego życia, mamy w Nim brata dobrze rozumiejącego, co czujemy. Oby ta prawda nas nie opuszczała i dawała nam siłę!
piątek, 15 kwietnia 2011
Smutna rocznica katastrofy
Patrząc na pomnik upamiętniający katastrofę na Wojskowych Powązkach, patrząc na jego przełamaną formułę, myślałem o ironii losu oraz naszych polskich nieuleczalnych chorobach. W zamyśle autora, projektanta pomnika zapewne było symboliczne ukazanie przełamania samolotu, może skrzydła. W każdym razie chodziło o jakieś pęknięcie - może nie tylko fizyczne (samolot, życie), ale i duchowe (ból, dramat). Rok później niespodziewanie okazuje się, że symbolika tego pomnika ma drugie, jakże smutne dno.
Zapalając lampkę u stóp pomnika,
czwartek, 14 kwietnia 2011
Wędrująca rzeka
Ciekawie jest myśleć o rzece jako o żywym, samoistnym organizmie, który nieustannie płynie i zmienia się. Gdy mieliśmy powodzie, woda wystąpiła na prawy brzeg, zalewając szerokie tereny łęgowe i
podchodząc dość blisko naszej ulicy. Teraz zaś, jakby dla przeciwwagi, odsunęła się ku lewemu brzegowi, na prawym pozostawiając kilkusetmetrowe wolne przestrzenie. Tak jakby chciała przeprosić za raptowne i niebezpieczne najście, w nagrodę ofiarowując przyjemne plaże...
"A pęd wasz nieustający zabiera dalej i dalej.
I ani jest, ani było. Tylko trwa wieczna chwila".
/Czesław Miłosz, Rzeki/
Więcej zdjęć z tego spaceru: TUTAJ
poniedziałek, 4 kwietnia 2011
Zamość - między Północą a Południem

Pomyślałem o opisanej w tym cytacie prawidłowości, gdy w połowie marca tego roku zawitałem do pięknego Zamościa i około
dziesiątej wieczorem wraz ze znajomym włoskim dziennikarzem zapragnęliśmy porozmawiać przy szklaneczce czy kieliszku jakiegoś polskiego trunku. Arnaldo wyjeżdżał następnego ranka do Warszawy, a potem do Włoch, był to więc ostatni moment na pogaduchy. Wyszliśmy zatem na cudownie odrestaurowany zamojski rynek, było dość ciepło jak na polski marzec i poczuliśmy się przez chwilę, jak w Padwie - bowiem na tym właśnie włoskim mieście wzorowali się podobno XVI-wieczni architekci Jana Zamoyskiego. Była to jednak tylko krótka chwila. Gdy rozejrzeliśmy się dokoła, ze zdziwieniem zauważyliśmy, że po pierwsze zamojska Starówka o tej porze jest prawie kompletnie wymarła, a po drugie, że pobliskie lokale są już nieczynne... Jakiż nieprzyjemny to musiał być zawód dla młodego południowca - Arnaldo.

Miasta Północy - a takim jest Zamość, pomimo swojej południowej architektury - budzą się wcześnie i wcześnie zasypiają. Mieszkańcy Południa kierują swoją aktywność na zewnątrz, poza domy i taki też mają temperament: wychodzą z domów, na ulicach i miejskich placach czują się jak u siebie, więc rozmawiają tam o wszystkim podniesionym głosem, gestykulują, pokrzykują, wszystko to, co mają w sobie, co im w duszy gra, z łatwością wyrzucają z siebie na zewnątrz. My, mieszkańcy chłodnej Północy, więcej przesiadujemy w domach, chronimy się w cieple domowego ogniska, ciesząc się bezpiecznym towarzystwem rodziny i przyjaciół. Tylko w takich okolicznościach i w takim towarzystwie zdobywamy się na poważniejsze rozmowy.
Rozmawialiśmy o tym wszystkim z Arnaldo w zaciszu zamojskiego hotelu, popijając delikatnie polskie trunki i zwyczajem włoskim kończąc dyskusje grubo po północy...
Rozmawialiśmy o tym wszystkim z Arnaldo w zaciszu zamojskiego hotelu, popijając delikatnie polskie trunki i zwyczajem włoskim kończąc dyskusje grubo po północy...