sobota, 27 września 2014

Braciszek

Najpierw było oczekiwanie. Maluteńki P. był ze swoją mamą, a moją siostrą O. kilka dni dłużej w szpitalu. W domu czekały na niego coraz bardziej niecierpliwie dwie istotki, dla których na razie mgliste hasło „braciszek” coraz bardziej fizycznie się przybliżało.

Mała B. z charakterystycznym dla siebie lekkim dystansem podchodziła do tego tematu, tylko patrząc jej głęboko w oczy widać było w nich radość i ciekawość z nadchodzącej nowej sytuacji, ale nie traciła energii na zbędnie okazywane w tej kwestii emocje i nadmiar ekspresji.

Co innego Mniejsza T. Ona zawsze wszystko przeżywa całą sobą. Zachwycam się patrząc na nie obydwie – tak różne od siebie i tak w tym piękne. T. patrzy na świat ze swojej niewielkiej jeszcze wysokości oczami pełnymi radości, w których są takie piękne, cenne iskierki. Mam ochotę je zbierać i kolekcjonować, by nie utracić ani jednej. Te iskierki mają w sobie bowiem moc. A w tych, którzy je uchwycą, zakiełkuje dziecięca, czysta radość i wewnętrzne ciepło, dzięki któremu łatwiej potem patrzeć na świat. Dlatego uwielbiam śledzić Malutką T.

Gdy O. była jeszcze w szpitalu, któreś przedpołudnia ja spędzałam z Dziewczynkami i w ramach dodatkowej pomocy zaczęłam wieszać pranie. Składało się ono w większości z maleńkich śpioszków dla nowego domownika. Gdy strzepywałam lekko jedno z ubranek nagle przy suszarce do bielizny zmaterializowała się T. Uważnie patrzyła na to, co robię, śledziła każdy mój ruch. Gdy wzięłam do ręki kolejny, błękitny śpioszek w jego stronę wyciągnął się mały palec wskazujący, przybliżał się nieco i oddalał, a jego właścicielka delikatnie uginała kolana, przebierała paluszkami u stóp, zaciskała piąstkę w drugiej rączce i robiła całym ciałem delikatne przykucnięcie. Było pełne emocji, kurczyła się w sobie i całą sobą przeżywała tu i teraz, a w jej oczach zaczynały pojawiać się znane mi iskierki. Pełna przejęcia, z radością mówiła: Ciooo-ciu! Ciociuu! Patrz! Jakie malu-tttkie! Ubranko malu-tttkie! Dla braciszka! Patrz! Cały czas pokazywała palcem na mały śpioszek i powtarzała jeszcze raz to samo patrząc mi prosto w oczy z takim przejęciem, jakby zdradzała mi ogromne odkrycie i wielką tajemnicę. Braciszek jest malu- ttki! – tu wyciągnęła do przodu dwie rączki i przybliżyła jedną do drugiej wnętrzem dłoni na jakieś dziesięć centymetrów, jakby coś uważnie mierzyła, zerkała ma mnie radośnie i kiwała głową:  Ciooo-ciu! Patrz! O taki!

Teraz najmniejszy P. jest już w domu, a kilka dni temu skończył miesiąc. Jak pięknie jest patrzeć na okazywane mu siostrzane uczucia. Mała B. przytula go i całuje delikatnie w główkę, głaszcze, z ogromną czułością całuje rączkę. Robi to z takim skupieniem i namaszczeniem, zamyka oczy. Może okazać uczucia komuś całkiem malutkiemu, za kogo też będzie odpowiedzialna. Ona – najstarsza siostra. Wiem, że ona to już rozumie.

Malutka T. za to dalej przeżywa i eksploduje czułością: Ciooo-ciuu! Choć! Patrz! Maluszek!  Łapie mnie swoją ciepłą dłonią za palce i ciągnie z całych sił w stronę sypialni i łóżka, na którym leży najmniejszy P. Znowu ma w oczach iskierki. Gramoli się na łóżko, klęka i łapie go za małą piąstkę. Zaczyna mozolnie prostować paluszki P.  Ciooo- Ciuu! Patrz! Paluszki malutkie u Maluszka! Tyle zachwytu. Mała rączka wędruje zaraz potem na jego głowę i mocno, dużo za mocno głaszcze. Z taką ogromną pasją. Jeszcze musi się nauczyć delikatności. Moja siostra ciepłym głosem tłumaczy:  T. delikatniej, delikatniej to nie jest zabawka, to żywy człowiek, boli go jak tak mocno głaszczesz, delikatniej. Spod długich rzęs zerkają na nią uważnie niebieskie oczy z tymi pięknymi ognikami, szepcze cichutko: Tak, dobrze. Maluszek!

Wyspy szczęśliwe

Wyjdzie człowiek z domu na dwie godziny – w słońce, na pobliskie łąki, lasy, łęgi, nad rzekę – i od razu jakiś inny, lżejszy. Jest w pięknie natury pierwiastek oczyszczenia. Niby nic się nie dzieje – bo przecież tylko idziesz, patrzysz, słuchasz, myślisz, trochę rozmawiasz, jeśli masz z kim – a jednak przeszywa cię to wszystko, przewiewa, prześwietla i przewietrza.

Wracasz więc odmieniony i dziwisz się, że wszak chwilę cię nie było, a jakbyś z kościoła wrócił, z dobrej modlitwy albo z dalekiej podróży. Pochwalone bądźcie, wy, spacery dobre, które na wyspy szczęśliwe mnie (i żonę miłą) wyprowadzacie.